Nie ma gorszego
zła od pięknych słów, które kłamią.
(Ajschylos)
-
Hermiono.
Ręka
Harry’ego zaciśnięta na mojej była pierwszą rzeczą, która uświadomiła mi, że
nadal istnieję.
Wzdrygnęłam
się pod wpływem jego dotyku, jakby zdziwiona faktem, że wciąż potrafię odbierać
z otoczenia tak prozaiczne bodźce jak czucie, czy słuch. Z zaskoczeniem
odkryłam, że jego skóra nadal była tak samo szorstka i lodowata, jaką ją
zapamiętałam i prawdę powiedziawszy, wprawiło mnie to w niemałe zakłopotanie.
Sama nie wiem, czego się spodziewałam – może tego, że moje funkcje życiowe
obumarły w momencie, w którym straciłam przytomność, albo po prostu przestałam
poświęcać temu większą uwagę. Nie umiałam nawet przypomnieć sobie, czym w ogóle
była koncentracja; moje myśli dryfowały w tę i z powrotem, nie mogąc skupić się
na żadnej konkretnej rzeczy. Narządy takie jak wzrok, smak, czy węch też jakby
przestały mieć teraz większe znaczenie. Wszystko to było jedną, wielką mgłą, w
której nie sposób było wyodrębnić niczego ważnego lub ważniejszego.
Mimo
wszystko nie miałam zamiaru się z niej wydostać.
- Hermiono.
– Głos Harry’ego dochodził do mnie jak z źle nastawionego radia. – Hermiono…
Hermiono, proszę. Porozmawiajmy.
Uśmiechnęłam
się delikatnie pod nosem. Kiedy ja nawet nie wiedziałam już, co to znaczy.
Nie
wiedzieć czemu, coś w tonie głosu przyjaciela zmusiło mnie jednak do
przeniesienia wzroku w jego stronę i przyjrzenia mu się zrezygnowanym wzrokiem.
Nie miałam pojęcia, skąd wzięły się u mnie takie odruchy – nie miałam
najmniejszej ochoty na wysłuchanie tego, co miał mi do powiedzenia. Słowa już dawno
przestały mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie.
- Ja…
ja wiem, że to nie jest łatwe – zaczął nieudolnie. Jakimś sposobem wiedziałam,
że kontrolowanie własnego głosu było dla niego nie lada zadaniem. – Wierz mi,
ja też nadal nie mogę się z tym… nadal to do mnie nie dociera. Ja… - przerwał
na moment, przy okazji przełykając głośno ślinę. – Rzecz w tym, że my… my musimy…
to jakoś… jakoś przetrwać.
Zerknęłam
na niego kątem oka. Przez ułamek sekundy wydawało mi się, że w jego oczach
dostrzegłam łzy, ale uzmysłowiłam sobie, że musiało mi się przewidzieć.
Jego
słowa, natomiast, odbijały się chwilę echem po mojej głowie, ale ich sens
zagubił się gdzieś w jej zakamarkach. Zdobyłam się na obojętne wzruszenie
ramionami, chcąc przynajmniej dać mu znać, że słyszałam to, co powiedział.
Cichy głosik podszeptywał mi, że jemu też musi być cholernie trudno.
- Ja
wiem, że to boli. Nawet bardzo – ciągnął niemalże niesłyszalnie. – Ale n-nie
możesz… nie mogę pozwolić ci…
Głos
ugrzązł mu w gardle. Teraz byłam już prawie przekonana, że ledwo powstrzymuje
się od płaczu.
Mimo
wszystko wziął głęboki oddech i, po raz pierwszy tego dnia, spojrzał mi prosto
w oczy.
- Nie
możesz się izolować – dodał cicho, tak cicho, że prawie to przeoczyłam. – Ron
by tego nie chciał.
Zamarłam.
Przez chwilę
stałam w zupełnym bezruchu, obserwując, jak mgła rozstępuje się na wszystkie
strony, na nowo odsłaniając mi widok.
A potem
moja ochrona ostatecznie runęła.
Na
dźwięk tego imienia, mój organizm od razu wykonał multum niespodziewanych
reakcji – moje serce przyśpieszyło tak gwałtownie, że złapałam się za klatkę
piersiową, by poskromić jakoś ból, który się w niej pojawił. Po moim ciele
rozlała się fala nieprzyjemnego gorąca, która zawładnęła mną do tego stopnia,
że oparłam się o balustradę, rozpaczliwie usiłując zaczerpnąć powietrza. Sama
nie zauważyłam nawet, że łzy przysłoniły mi obraz; wszystko zlało się w jedną,
wielką plamę, jeszcze gęstszą i o wiele bardziej nieznośną, niż mgła. Jedno
imię, a moja cała bariera rozsypała się niczym domek z kart.
Poczułam,
że robi mi się niedobrze.
- Hej.
– Samoczynnie odnotowałam, że Harry momentalnie znalazł się przy moim boku,
biorąc mnie w swoje ramiona. – Hej, ciii… wszystko będzie dobrze. Ciii, nie
płacz, nie płacz, wszystko jest w porządku…
Pokręciłam
szybko głową, a z moich ust wydobył się histeryczny chichot. Nie wiedziałam już
nawet, co jest gorsze – łzy spływające ciurkiem po moich policzkach, czy to,
jak pusto zabrzmiał mój śmiech.
-
Wszystko będzie dobrze – mamrotał pod nosem, bardziej do siebie, niż do mnie. –
Wszystko się ułoży, damy radę, zobaczysz…
Wydałam
z siebie coś na kształt rozjuszonego prychnięcia. To wszystko brzmiało tak
absurdalnie, że poczułam przemożną ochotę uświadomienia mu tego za pomocą
uderzenia go w twarz; moje emocje zdecydowanie nie miały się najlepiej.
Mimo
wszystko wypuściłam ze świstem powietrze i otworzyłam usta, po raz pierwszy od
dłuższego czasu decydując się na wypowiedzenie jakiegoś zdania. Byłam
przekonana, że miałam tego później żałować.
- On nie żyje, Harry. Ron nie żyje. Nic już nie będzie dobrze.
Z moich
ust wydostał się jeszcze jeden, ponury szloch.
Zamilkliśmy.
Żadne z nas nie czuło potrzeby dodania niczego więcej.
Zakołysałam
się w miejscu, próbując na powrót wrócić do swojej bezpiecznej mgły. Bez
skutku. Moje schronienie zniknęło z chwilą, w której odważyłam się wypowiedzieć
na głos te słowa, słowa, od których
nie było już żadnego powrotu. To one uderzyły we mnie bardziej, niż wszystko
inne, co usłyszałam wcześniej od Harry’ego. Brzmiały ja jakiś osąd, wyrok, który
został już bezpowrotnie ustanowiony, a ja nie mogłam na niego wpłynąć.
To
wszystko sprawiało, że naprawdę nie
chciałam już istnieć.
Spojrzałam
przed siebie. Nigdy przedtem nie obserwowałam zachodu sł0ńca z samego szczytu
Wieży Astronomicznej. Gdyby nie okoliczności, z którymi przyszło mi się
zmierzyć, najprawdopodobniej bardzo cieszyłabym się tą chwilą – słońce, teraz
już ciemnopomarańczowe, chowało się powoli za horyzontem, pozostawiając niebo w
kolorze różu i czerwieni. Nawet chmury przybrały ten sam odcień, a jezioro koło
błoni mieniło się w sposób, którego nie potrafiłam nawet opisać. Wszystko to
komponowało się tak idealnie, że nie umiałam oderwać od tego wzroku.
Jak na
przekór przypomniałam sobie, że ostatni raz odwiedziłam to miejsce, zaraz po tym,
gdy zobaczyłam, że Ron całuje Lavender. Harry również znajdował się wtedy u
mojego boku, pocieszając mnie najlepiej jak potrafił, dokładnie tak, jak teraz.
Zawsze wiedziałam, że nie zasługuję na takiego przyjaciela, jak on. Rona,
jednakże, nienawidziłam wówczas najbardziej na świecie. Pamiętam, że wydawało
mi się, że skrzywdził mnie bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Zachowałam się
wtedy jak typowa szesnastolatka, którą zresztą byłam. Obiecałam sobie, że nigdy
mu tego nie wybaczę.
A
teraz… teraz zranił mnie w najgorszy możliwy sposób i sama nie wiedziałam już,
czy słowo „nigdy” miało jeszcze dla mnie jakiekolwiek znaczenie.
Przymknęłam
oczy. Wbrew mojej woli, w mojej głowie zaczął formować się obraz, ten obraz, przed którym tak uparcie
uciekałam przez kilka ostatnich godzin. Przeklęłam w myślach, wiedząc, że
zostałam złapana. I od tej pory nic już mnie nie uwolni.
- Hej, panie ministrze! – krzyczy Percy,
podczas gdy kolejne zaklęcie śmiga z jego różdżki i trafia Thicknesse’a prosto
w pierś. – Czy już panu mówiłem, że rezygnuję z pracy?
Biorę głęboki oddech i zaciskam palce na
swojej różdżce. Śmierciożercy atakują mnie teraz z dwóch stron, ale mimo
wszystko odpieram kolejny atak, próbując gorączkowo wymyślić najrozmaitsze
klątwy. W pewnym momencie Cruciatus przelatuje zaraz koło mojego ucha, a ja
robię unik w ostatniej chwili.
Wypuszczam ze świstem powietrze. Zaczynam
powoli tracić na siłach.
- Żartujesz! – zdziwił się Fred,
powalając przy okazji swojego przeciwnika.
Kątem oka dostrzegłam, że Ron stoi tuż
koło niego. Pomaga swojemu bratu odepchnąć kolejne klątwy, ale widzę, że i jemu
sprawia to niemałą trudność. Kolejne zaklęcia omijają go dosłownie o parę
milimetrów, a ja zaciskam oczy, widząc zielone światło zaraz koło jego głowy.
Zaczynam przemieszczać się w jego stronę. Nie mogę pozwolić, by coś mu się
stało.
Muszę mu pomóc.
- Ty naprawdę żartujesz, Percy – ciągnie
Fred, patrząc z satysfakcją, jak Thicknesse pada bezwładnie na podłogę. – Nie
pamiętam, byś żartował, odkąd…
A potem powietrze eksploduje.
A potem słyszę już tylko płacz i krzyki.
A potem widzę Rona, nieruchomego i
zimnego na mój dotyk.
A jedyne, co przechodzi mi przez myśl to
to, że nie zdążyłam mu pomóc.
Nie
otworzyłam oczu.
Gdybym
odciągnęła go na bok… gdybym nie podeszła do niego o te kilka sekund za późno,
gdybym zrobiła cokolwiek… Ron najprawdopodobniej stałby tu z nami. Pewnie
śmialibyśmy się razem, cieszyli się z wygranej bitwy i wolności, której nie
mogliśmy przecież zaznać już od tak długiego czasu. Później poszlibyśmy do
Pokoju Wspólnego i siedzieli razem przed kominkiem przez wiele, wiele godzin, z
myślą, że dobro zwyciężyło, a nam się udało.
To
wszystko moja wina.
Zaczerpnęłam
gwałtownie powietrza, czując, że fala bólu po raz kolejny zalewa moją klatkę
piersiową. Nie miałam nawet siły, by z nią walczyć – pozwoliłam jej przejąć
kontrolę nad moim ciałem, przyczyniając się w ten sposób do pojawienia się łez,
które znowu wypełniły moje oczy. Niewiele mnie to obchodziło. Mgła zaczynała
powracać, ale w zupełnie innej formie, niż wcześniej.
To wszystko moja wina.
Harry
chyba wyczuł, że znowu zaczynam się trząść, bo kątem oka dostrzegłam, że
przygląda mi się badawczym wzrokiem. Gdy zobaczył moją minę, niemal od razu
rzucił mi zatroskane spojrzenie i przemówił do mnie miękkim głosem:
- Nie
wolno ci się obwiniać. – Obruszyłam się lekko, słysząc jego słowa. Nie mogłam
uwierzyć, jak dobrze mnie znał. – To nie twoja wina. Nie mogłaś nic zrobić.
Wzruszyłam
tylko ramionami, nie będąc zdolna, by mu odpowiedzieć. Wcale nie zdziwiłam się
słysząc, że próbuje pocieszyć mnie w podobny sposób – właśnie czegoś takiego
można było się po nim spodziewać. Wiedziałam, że nigdy nie obarczyłby mnie winą
za śmierć przyjaciela, ale czułam, że w głębi duszy tak naprawdę trochę mnie
znienawidził. On i cała rodzina Weasleyów. I, szczerze powiedziawszy, wcale nie
miałam im tego za złe.
Westchnęłam
ciężko i widząc, że spuścił ze mnie swój wzrok, teraz to ja rzuciłam mu uważne
spojrzenie. Po raz pierwszy od bardzo dawna miałam szansę, by móc się mu
przyjrzeć. A to, co zobaczyłam, niespecjalnie poprawiło mi humor.
Harry
prezentował się po prostu okropnie. Pomijając już podarte ubrania, plamy krwi,
które zanieczyszczały niemal każdy kawałek jej skóry, wyglądał po prostu mizernie. Jeszcze nigdy nie widziałam go
tak wychudzonego i anemicznego. Wszystko wisiało na nim jak na wieszaku,
kruczoczarne włosy były jeszcze bardziej rozczochrane, niż zwykle, a okulary
naturalnie stłuczone.
Jednak,
ku mojemu przerażeniu, nie to było w tym wszystkim najgorsze. Sama nie
potrafiłam tego określić, ale sądzę, że chodziło o jego mimikę. Była… była
pusta. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji – łzy, które dostrzegłam
wcześniej w jego zielonych oczach zniknęły, nie mogłam zauważyć też w nich
żadnego błysku. Wszystko, co składało się na Harry’ego, którego znałam odeszło,
ustępując miejsca pustej, zmarnowanej kukle.
Harry
Potter przeżywał teraz najgorszy okres swojego życia, a ja nie spróbowałam
nawet mu pomóc.
Poczułam
niemiły ucisk w żołądku.
Po raz
kolejny tego dnia zawiodłam się na sobie bardziej, niż kiedykolwiek indziej w
swoim życiu.
-
Słuchaj – odezwałam się niespodziewanie, nie planując nawet tego, co chcę
powiedzieć. – Ja… ja przepraszam. Zachowuję się jak zupełna egoistka, wiem…
wiem to. P-przepraszam, ja… chodzi o to, że… to ciężkie, nie tylko dla mnie,
dla ciebie też, a ja… ja jak zwykle myślę tylko o sobie i nie wpadłam na to, że
to... że to był w końcu twój najlepszy przyjaciel… - Przerwałam na chwilę.
Wciąż nie potrafiłam mówić o nim w czasie przeszłym. – Rzecz w tym, że… nie
musisz przy mnie udawać, Harry. Wiem, że to moja wina. Możesz równie dobrze to
przyznać.
Zobaczyłam,
jak oczy Harry’ego rozszerzają się w szczerym zdumieniu. Nie wiedzieć czemu obserwując
to, poczułam coś w rodzaju ulgi – wszystko było lepsze od tego pustego wyrazu
twarzy, który miałam nieprzyjemność oglądać chwilę wcześniej.
- O
czym ty mówisz, Hermiono? – zapytał z niedowierzaniem. – Powiedziałem ci
przecież, że nie twoja wina. Przestań wygadywać bzdury.
Uśmiechnęłam
się smutno. Oczywiście. Po raz kolejny sprostał moim oczekiwaniom.
-
Harry, mówię poważnie. Po prostu to powiedz. Jestem odpowiedzialna za śmierć
Rona.
Równie
dobrze mogłabym powiedzieć, że ktoś właśnie wbił mi sztylet w serce. Tak
właśnie się czułam wypowiadając te słowa. Jakby moje serce roztrzaskało się
właśnie na milion kawałeczków, których nie mogłam już nigdy posklejać.
Usłyszałam,
że Harry wzdycha ciężko pod nosem i chowa twarz w dłoniach. Nie odważyłam się jednak
zerknąć w jego stronę na dłużej – nie potrafiłam oglądać go w takim stanie. Zwłaszcza,
gdy wiedziałam, że to ja go do niego doprowadziłam.
- Nie
mów tak – powiedział cicho. – Nic już nie możesz zrobić. Czasu nie da się
cofnąć, choćbyśmy nie wiem, jak bardzo tego chcieli.
Tym
razem milczeliśmy przez o wiele dłuższy czas. Słońce już dawno zdążyło zajść, a
na niebie pojawiały się teraz pojedyncze gwiazdy. Nagle wszystko stało się o
wiele mroczniejsze, niż wcześniej – nie byłam pewna, czy jestem na to gotowa.
Sekundy
zamieniły się w minuty, a minuty w kwadranse. Jestem prawie pewna, że staliśmy
tak w ciszy przez co najmniej pół godziny, ale nie wiedzieć czemu, było mi tak
całkiem dobrze. Nie myślałam o niczym konkretnym, pozwalając, by mój mózg
odpoczął przynajmniej na moment. Obecność Harry’ego zaczęła wpływać na mnie
dość pocieszająco, co odkryłam z nieopisaną ulgą.
Jedyną
rzeczą, która wciąż prześladowała zakamarki mojego umysłu, były niebieskie oczy
Rona. Podświadomie wiedziałam, że odtąd już nigdy go nie opuszczą.
Na
początku ten raz, gdy zobaczyłam je po raz pierwszy – miał wtedy jedenaście
lat, wściekle rude włosy i ubrudzony nos. Uśmiechnęłam się mimowolnie na to
wspomnienie; nasza znajomość nie zaczęła się chyba najlepiej. Już od samego
początku zaczęłam poprawiać jego pseudo-zaklęcie i chwalić się swoją wiedzą na
temat historii magii, przez co ani on, ani Harry nie byli mną szczególnie
zachwyceni. W głębi duszy wiedziałam, że musiałam być wtedy wyjątkowo
przemądrzała, ale oczywiście nie przyznałabym się do tego za nic w świecie.
Drugi
raz, gdy odkryłam, że jest dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem.
Pamiętam, że długo odrzucałam od siebie tę myśl, tłumacząc się faktem, że to
tylko chwilowe zauroczenie. Nie chciałam zepsuć naszej przyjaźni, poza tym sama
nie byłam pewna co do uczuć, które do niego żywiłam. To wszystko wydawało mi
się wtedy takie skomplikowane. Jakbym
stanęła właśnie przed najtrudniejszym wyborem, z jakim musiałam się dotychczas
zmierzyć. Całe to zamieszanie było dla mnie dodatkowo zupełnie niecodzienne –
nigdy nie skupiałam się za bardzo na sprawach tak błahych jak związki. Świat
został opanowany przez Voldemorta, a ja musiałam skupić się na pozostaniu
najlepszą uczennicą szkoły. Pierwsze miłości zdecydowanie nie znajdowały się na
liście moich priorytetów.
I w
końcu ten trzeci, najgorszy, który miałam zapamiętać do końca mojego życia.
Moment, kiedy pojawił się w nich błysk przerażania i jedna, wielka pustka,
która ogarnęła je zaraz potem. Nie mogłam zobaczyć w nich już żadnego blasku –
od teraz był tylko zwykłą, pustą kukłą, porzuconą przez swojego lalkarza. A
jego oczy już nigdy nie miały zapłonąć.
Nabrałam
głośno powietrza.
Była to
jednak jedyna reakcja, na jaką mogłam sobie pozwolić. Zmusiłam się do nerwowego
zaciśnięcia oczu i zmuszenia swoich wnętrzności do nie okazywania tego, jak
bardzo chciałam przestać istnieć. Moja głowa zaczynała eksplodować już od
namiarów emocji, a żołądek skręcał się z nerwów, ale mimo wszystko z moich ust
nie wydobyło się choćby westchnięcie. Byłam silna. Ron chciałby, żebym była
silna.
Ron nie żyje.
Jak
echo, powracające do mnie ze zdwojoną siłą.
Cofnęłam
się kilka kroków, odchodząc od balustrady. Moje nogi stały się nagle dziwnie
zmęczone – zdałam sobie sprawę, że używałam ich bez przerwy od co najmniej kilkunastu
godzin. Zsunęłam się powoli po ścianie zamku i oparłam swoje ciało o zimny
marmur. O dziwo, mimo dreszczy na mojej skórze, chłód niespecjalnie mi
przeszkadzał.
Nie
chciałam dłużej o tym myśleć. Nie tylko mój organizm miał już dość wyczerpania –
głównym problemem była teraz moja psychika, która wisiała już na skraju wyczerpania.
Wiedziałam, że Ron byłby tym zawiedziony, ale nie miałam siły być silną. Już
nie.
Czułam,
że moje powieki opadają bezwładnie pod wpływem zmęczenia, ale mimo wszystko
starałam się nie stracić przytomności. Nie miałam teraz czasu na spanie. By
zachować trzeźwy umysł, skupiłam swój wzrok na Harrym – nadal stał oparty o poręcz,
w milczeniu przyglądając się gwiazdom, które rozprzestrzeniły się teraz po
całym niebie. Mimo, że nie mogłam zobaczyć jego twarzy, wiedziałam, że stale
wpatruje się w to samo miejsce – za pewne nie zauważył nawet, że się oddaliłam.
Gdyby nie jego czarne włosy, które wiatr wichrzył niemal na wszystkie strony,
pomyślałabym, że jest prawie jak posąg.
Ale gdy
i one zaczęły zlewać mi się z ciemnym, ponurem niebem, wiedziałam już, że
przegrałam.
Były ostatnią
rzeczą, jaką zobaczyłam, zanim zapadłam w sen.
***
- Hermiono… Hermiono, proszę, musimy
uciekać…
- NIE! Nie, nie zostawię go tu… nie mogę…
- Hermiono, UCIEKAJ!
Kręcę przecząco głową, wyszarpując się z
ramion Harry’ego. Łzy spływają ciurkiem po moich policzkach i właściwie nie
widzę już niczego na oczy, ale mimo to nadal zaciskam dłoń na ramieniu
nieruchomego ciała Rona, jakbym wciąż czekała na jakąś reakcję. Jego ręka jest
jednak zimna, a oczy puste. Nie widzę w nich już żadnego blasku.
Zaczyna kręcić mi się w głowie.
Nie mogę go tak tutaj zostawić.
- Hermiono… Hermiono, proszę… Jeśli
zostaniemy tu chwilę dłużej, my też zginiemy!
Bełkoczę coś tylko przez łzy, zaczerpując
raz po raz coraz płytsze oddechy. Jakimś cudem udaje mi się jednak odwrócić w
stronę Harry’ego. Patrzę mu prosto w oczy i wzruszam ramionami.
Po raz pierwszy w życiu nie mam nic
przeciwko.
Moje życie i tak jest już dawno
przegrane.
***
Pierwszą
rzeczą, jaką zauważyłam zaraz po obudzeniu, była noc, a moje ciało lepiło się
od potu.
Nabrałam
gwałtownie powietrza. W mojej głowie huczało od natłoku niechcianych myśli, ale
udało mi się jakoś rozejrzeć dookoła, próbując rozpoznać otoczenie, w którym
się znajdowałam. Przez chwilę nawet nie mogłam przypomnieć sobie, jak się tutaj
znalazłam. Wszystko było tak zamazane i niejasne, że westchnęłam ciężko pod
nosem. Czułam się, jakbym w ogóle nie spała.
Pożałowałam
jednak swych myśli w momencie, gdy cała układanka zaczęła składać się w jedną,
logiczną całość. Przed oczami niemal natychmiast stanęła mi wizja wojny,
rozpaczy, płaczu, bólu i zapachu śmierci, który nadal mogłam wyczuć w
powietrzu.
Śmierci
mojego najlepszego przyjaciela.
Zaczynałam
się nim już powoli krztusić.
Odchrząknęłam
głośno i podparłam się na startych łokciach, próbując podnieść się z miejsca.
Niestety okazało się, że nie jest to tak łatwe, jak myślałam – moje obolałe
ciało zdecydowanie odmawiało współpracy, a ja nie miałam siły, by z nim
walczyć. Wypuściłam więc ze świstem powietrzem i osunęłam się znowu na
marmurową posadzkę. Postanowiłam, że jak na razie będzie ona najlepszym
rozwiązaniem, na jakie mogłam wpaść.
Chcąc
nie chcąc, rozejrzałam się więc uważnie dookoła. Tym razem zrobiłam to wiele
dokładniej i uważniej, niż przedtem,
starając się skupić na ważnych szczegółach. To dopiero wówczas dostrzegłam, że
byłam tu sama – mimo wszechobecnej ciemności, która panowała dookoła, nie
mogłam dostrzec już sylwetki Harry’ego. Przez głowę przemknęło mi, że zapewne
nie chciał mnie budzić. Byłam mu za to dość wdzięczna, bo wiedziałam, jak
bardzo tego potrzebowałam.
Tak czy
siak, cisza i ciemność robiły mi teraz za jedyne towarzyszki. I, szczerze
powiedziawszy, nawet mi to nie przeszkadzało.
Przymknęłam
oczy i westchnęłam ciężko pod nosem. Próbowałam nie myśleć o niczym konkretnym,
ale gdy tylko zamknęłam swoje powieki, w mojej głowie jak na zawołanie pojawiło
się tysiąc różnych obrazów, na których nie mogłam skoncentrować swojej uwagi.
Już
nigdy nie będę mogła.
- ROOON!
Dym opada, ale zostawia po sobie krzyk,
który unosi się w powietrzu, gdy tylko otwieram oczy. Moje płuca są tak
zainfekowane, że z trudem udaje mi się wydać z siebie choć najmniejszy dźwięk i
mam wrażenie, że moja głowa właśnie wybuchła. Podnoszę się chwiejnie i
odkrywam, że ledwo trzymam się na nogach, ale mimo wszystko robię kilka kroków
do przodów, podchodząc w stronę klękających nad czymś rudzielców.
A to, co widzę, rozbija moje serce na
milion kawałeczków.
Zacisnęłam
usta. Nawet nie czułam, że łzy zaczęły spływać ciurkiem po moich policzkach,
ale nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi. Postanowiłam im na to pozwolić.
- R-Ron! Ron, ocknij się!
Potrząsam nim lekko, jakbym bała się, że
rozpadnie się pod wpływem mojego dotyku. Nie reaguje. Kątem oka zauważam, że
Fred i Percy krzyczą coś do siebie, a Harry opada bezwładnie na ziemię, nie
mogąc uwierzyć w to, co widzi.
Ja też nie mogę.
- R-Ron – wychlipuję, połykając własne
łzy. – R-Ron, p-roszę… Ron, obudź się… M-musimy iść…
Nie odpowiada. W głębi duszy wiem, że już
nigdy tego nie zrobi.
Zaczerpnęłam
gwałtownie powietrza.
Im
bardziej odpychałam od siebie te wspomnienia, z tym większą siłą do mnie
wracały i jakkolwiek próbowałam temu zaradzić, wiedziałam, że byłam skazana na
porażkę. Zaczęłam nawet przyzwyczajać się do bólu, który zdawał się towarzyszyć
mi odkąd tylko umiałam sięgnąć pamięcią. Ku mojemu zdziwieniu, odkryłam, że
udało mi się go nawet zaakceptować, mimo że rozdzierał mnie na tysiąc malutkich
kawałeczków.
Wiedziałam,
że mimo wszystko nigdy nie będę potrafiła się z tym pogodzić. Wiedziałam, że od
tej pory będę prześladowana całym tym bagnem do końca swojego życia, na zawsze
dźwigając za sobą ciężar wojny i winę za śmierć tych, których kochałam. Czas
mógł goić rany, ale nikt nie mógł go cofnąć, niezależnie od tego, jak bardzo by
chciał.
Chyba,
że miałby zmieniacz czasu, oczywiście. Co rzecz jasna samo w sobie było
śmiesznym pomysłem; wszystkie zmieniacze czasu zostały zniszczone podczas bitwy
w Departamencie Tajemnic. Tak przynajmniej powiedział mi Dumbledore podczas
naszej ostatniej rozmowy. Pamiętałam to dość wyraźnie bo wtedy też przekazał mi
swój ostatni egzemplarz, powiedział, że muszę się nim dobrze zaopiekować i…
Moje
oczy rozszerzyły się w zdziwieniu.
Wtedy też przekazał mi swój ostatni
egzemplarz.
Och… nie.
Tak.
Moje
serce przyśpieszyło gwałtownie, a oddech ulotnił się, gdy zaczęłam przeszukiwać
szybko swoją torebkę, która nadal wisiała beztrosko na moim ramieniu. Znalezienie
tego, czego szukałam, nie zajęło mi dłużej niż dziesięć sekund.
Jeden z
ostatnich zmieniaczy czasu na świecie spoczywał teraz beztrosko w mojej dłoni.
Przyjrzałam
mu się uważnie. Był tak mały, że z łatwością mogłabym nosić go jako wisiorek. Wszystkie
zmieniacze były wyjątkowo ozdobne i na pierwszy rzut oka przypominały
kieszonkowy zegarek - tak też prezentował się ten Dumbledore’a. Zauważyłam, że
musiał o niego dbać, bo jego stan był wyjątkowo naruszony.
Tym, co
odróżniało go od reszty, okazał się fakt, że miał uratować komuś życie.
Westchnęłam
głośno. Że też nie wpadłam na to wcześniej! To przecież takie oczywiste… na cóż
innego Dumbledore miałby mi go dawać? Z pewnością wiedział, jak bardzo
potrzebny będzie nam w czasie wojny, której, jak się później okazało, sam nie
zdążył przebyć. Wiedziałam, że wszystko to sobie zaplanował. Zawsze był kilka
kroków przed nami i powinnam nauczyć się to doceniać, zwłaszcza, że po raz
kolejny miałabym u niego dożywotni dług wdzięczności.
Uśmiechnęłam
się. W moim sercu obudziła się nadzieja.
Wzięłam
głęboki oddech i zacisnęłam na nim palce. Nie zwracałam uwagi na pot, który
spływał strupkiem po moim czole, ani na nogi, które trzęsły mi się tak bardzo,
że dziwiłam się, że byłam jeszcze w stanie się na nich utrzymać. Tak naprawdę
nie interesowało mnie już zupełnie nic – podjęłam już decyzję. Mgła znowu do
mnie powróciła, tym razem jednak w zupełnie innej formie, niż wcześniej.
Zacisnęłam
oczy i przekręciłam gałkę dokładnie pięć razy.
Cały
świat zawirował.
Ale tym
razem ja byłam środkiem apokalipsy, którą sama na siebie sprowadziłam.
________________________
Nawet nie wiecie, ja ciężko pisało mi się ten rozdział. Jestem z niego średnio zadowolona, ale sądzę, że nie jest w sumie najgorzej. Poza tym zmieniłam trochę koncepcję - pierwotnie mieli zginąć tylko ci, którzy zginęli w kanonie, ale z pewnych powodów postanowiłam, że uśmiercę również Rona. No... to zobaczymy, jak to wyjdzie.
Chciałabym podziękować jeszcze za wszystkie komentarze pod prologiem. Dzięki nim miałam mnóstwo motywacji na skończenie tego rozdziału i jestem za nie ogromnie wdzięczna! :) Kolejny powinien pojawić się mniej więcej w takim odstępie, jak teraz. Publikowanie co tydzień to jedna chyba troszkę za często.
No... to pozostaje mi życzyć Wam miłego czwartku i... do następnego!
Rozdział zaczyna się w trudnym dla Hermiony i Harry'ego momencie. Dziewczyna jest załamana, choć może bardziej bezuczuciowa, a przynajmniej tak się prezentuje. Dziwi się, że wciąż cokolwiek odczuwa i zastanawia się nad tym. Świat stracił dla niej sens i już w nim nie żyje, a egzystuje. Z tego jestem w stanie się domyśleć, że straciła kogoś bardzo dla niej ważnego i nie ma pojęcia, jak dalej postępować i dopiero głos przyjaciela wyrywa ją z letargu. Bo nie potrafi, a może wcale nie chce wracać do świata żywych. Jestem w stanie ją zrozumieć, niedawno zmarła matka mojego przyjaciela i cóż, w nocy po jej śmierci przeżywaliśmy to razem.
OdpowiedzUsuńHarry usiłuje pocieszać i siebie, i Hermionę, ale jest w tym tak samo nieudolny, jak ja. Choć nie, nikt nie jest bardziej nieudolny ode mnie. Ja odpowiadam półsłówkami, albo milczę, jeśli nie potrafię nic z siebie wykrztusić. Pocieszanie nie jest dla mnie. Hermiona nie ma mu za złe słabych prób, ale przyjmuje to wszystko... obojętnie. Nie obchodzi ją to. To złe, bardzo złe. Lepiej, jakby się wściekała, niż jakby miała siedzieć spokojna. Zwariowałaby. W końcu. Właśnie dlatego po usłyszeniu imienia Rona jest jej tak źle, smutno i desperacko chce zapomnieć, ale nie umie, bo to praktycznie niemożliwe. Przyznaję, parę dni przed świętami Bożego Narodzenia moją koleżankę potrąciła ciężarówka z mlekiem. Trochę się pozłościłam, nim mi przeszło. Nie mogłam trzymać tego w sobie! Hermiona też nie powinna. Może udawać silną, ale koniec końców zatraci siebie, a to najgorsze, co może się przydarzyć.
Hermiona wspomina śmierć Rona. Całość jest smutna, aż trudno się czyta. Może nieco za mało w tym emocji, ale to Hermiona. Ona od początku tego rozdziału tłumi wszystko w sobie i boi się o tym powiedzieć. A teraz jeszcze się obwinia. Hermiono, słonko, coś ci powiem. NIE MOŻESZ SIĘ OBWINIAĆ. Nie masz o co. Nie można "gdybać", bo to nic nie da, tak samo jak uważanie, że "mogłam pomóc". Nie, nie mogłaś. Ron umarł i to potwornie smutne, bo życie to, za przeproszeniem, dziwka, ale nic na to nie poradzisz. Wyżywaj się, ciskaj zaklęciami, szukaj zemsty, ale NIE WMAWIAJ SOBIE, ŻE TO TWOJA WINA. To cię zniszczy, tak samo jak chowanie emocji. Dziewczyno, NIKT CIĘ NIE NIENAWIDZI. Nie wmawiaj sobie czegoś, czego nie ma! Zależało ci na Ronie, okej, rozumiem, ale to nierozważne. Gdzie jest ta dawna Hermiona? Skryła się, a powinna teraz wyjść swoim lękom naprzeciw.
Harry widać szczerze podziela moje zdanie i ochrzania Hermionę. Dobrze! Może to ją ocuci!
Przez dalszą część dostajemy rozmyślania Hermiony na temat Rona i krótkie wspomnienia po jego śmierci. Fred przeżywa, ale kosztem tego traci brata.
A Hermiona wreszcie przypomina sobie o Ostatnim Zmieniaczu Czasu. Wielkimi literami, coby mu nadać szczególne znaczenie. W końcu nie zadziała tak, jak powinien, cofając Hermionę trochę za daleko... nie?
Dziewczyna odzyskuje nadzieję, wierząc, że może uratować przyjaciela. Pięć obrotów. Zgrabna metafora. Koniec rozdziału.
Co mogę powiedzieć? Pomimo twojego niezadowolenia, mnie się całkiem podobał. Myślę, że dokładnie rozpisałaś emocje Hermiony, przedstawiłaś załamanego Harry'ego, pod koniec dodałaś dziewczynie nadziei... Czekam na kolejną publikację. Tyle.
Pozdrawiam cieplutko!
Jeju, aż dziwię się, że o takim rozdziale o niczym dałaś radę tyle napisać! Bo, że za wiele się tu nie dzieje, to ja wiem - między innymi dlatego tak strasznie się umęczyłam. Ale tak już to sobie zaplanowałam i przelałam na papier najlepiej, jak mogłam. W kolejnych będzie już Tom, także akfjdnmsjm <3
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie!
Pewnie dałabym radę napisać więcej, ale stwierdziłam, że nie ma co przeginać, i tak wyszło całkiem sporo. :)
UsuńTom. Miód na moje małe serduszko. Oby go było jak najwięcej! <3
Pozdrawiam ponownie. :)
Czekałam na ten rozdział więc ogromnie się ucieszyłam na wieść, że już się pojawił. Z góry przepraszam za krótki komentarz, ale jest już dokładnie północ, a ja padam z nóg! Ale do rzeczy. Właściwie zastanawia mnie jak Hermiona zamierza wszystko odwrócić i zmienić przeszłość, by uratować Rona. To może mieć naprawdę przykre konsekwencje jednakże ciekawi mnie również to, co się wydarzy. Zrobiło mi się smutno przy wątkach o śmierci Rona, bo to mój ulubieniec z serii o Harrym i nie wyobrażam sobie, że mógłby zginąć, ale to opowiadanie - akcja musi być, prawda? Cóż... Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny rozdział, który - mam nadzieję - pojawi się szybko i życzyć dużo weny. Nie przejmuj się, początkowe rozdziały są cholernie trudne (wiem, bo kiedyś sama próbowałam pisać potterowskie opowiadanie). No i mam nadzieję, że dotrzymasz słowa i przeczytasz moje opowiadanie. Twoja opinia wiele dla mnie znaczy.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam, Andrea.
forgiveness-fanfiction.blogspot.com
Hermiona działa pochopnie i sama nie wie do końca, co właściwie wyrabia, więc konsekwencje jej działań na pewno będą nieco inne niż oczekiwała. :) Ja też bardzo lubię Rona i okropnie pisało mi się o jego śmierci, no ale jak już wspomniałam, była mi tutaj dość potrzebna.
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam!
Rozdział GENIALNY <3 Świetnie opisałaś uczucia Hermiony. Nie wiem czy komuś tak by się udało. Ron :( ale akcja musi toczyć się dalej. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :) Weny życzę :D
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, szczególnie za tę wzmiankę o opisywaniu uczuć, bo miałam co do tego spore wątpliwości. Pozdrawiam!
UsuńJesteś moim bożkiem :D
OdpowiedzUsuńCo za pomysł! Genialny, tyle mogę powiedzieć, a wykonanie równie dobre. Ale mam nadzieję na Tomione :D <3 to byłoby mega :D
Wiedz, że zyskałaś kolejną czytelniczkę :D
Głównym zamysłem tego opowiadanie jest właśnie Tomione, także mogę zapewnić Cię, że będzie ich tutaj... cóż, sporo. Tom pojawia się już w pierwszym rozdziale, także... :)
UsuńDziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam!
Od przeczytania prologu czekałam z niecierpliwością na ten rozdział i nareszcie jest :D Wspaniałe opisy uczuć Hermiony. Prawdę mówiąc, momentami miałam wrażenie, że siedzę w jej głowie i razem z nią przeżywam to wszystko. Wyobrażam sobie, jak trudna musi być śmierć Rona zarówno dla niej, jak i dla Harry'ego, spędzili w końcu razem tyle lat i byli najbliższymi sobie osobami. Wydaje mi się, że Hermiona nie działała do końca świadomie i ta podróż w czasie nie wyjdzie jej tak, jak to sobie zaplanowała. Nie będę nawet pisać, jak bardzo nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów, bo to oczywiste. Dużo, dużo weny i pisz szybciutko! Pozdrawiam :) [whispered-oath]
OdpowiedzUsuńSame opisy uczuć przychodziły mi dość łatwo - schody zaczynały się, gdy musiałam wprowadzać dialogi, bo zupełnie nie mogłam dobrać słów, które opisywałyby sytuację. I masz rację - Hermiona zrobiła to pod wpływem impulsu, a konsekwencje będą znacznie poważniejsze, niż myślała.
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam! :)
I już mi się podoba.
OdpowiedzUsuńMoże dlatego, że nie było czegoś w stylu "Hermionie się nudzi-jebut- znajduje się przy boku Toma-jeszcze-nie-Voldka".
Cóż, ja wręcz się delektowałam tym rozdziałem <3
Czekam z niecierpliwością na więcej.
Pozdrawiam, em.
Dziękuję pięknie za komentarz i pozdrawiam!
UsuńZarówno dla Harry'ego jak i Hermiony musi to być wielka i bolesna strata. Nie jestem sobie nawet w stanie wyobrazić, jak potwornie muszą się czuć, w końcu oboje przyjaźnili się z Ronem już na pierwszym roku, na dodatek była to jedna z pierwszych życzliwych osób, jakie Potter poznał w magicznym świecie. Na dodatek nastał koniec wojny, Voldemort został pokonany i wszyscy powinni cieszyć się z tego powodu, a w tym wypadku jest to niemożliwe i wątpię, by po tym szybko doszli do siebie i zaczęli na nowo.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Harry stara się wybić Hermionie z głowy poczucie winy, Weasleyowie pewnie myślą tak samo jak Potter, chociaż ona próbuje wmówić sobie coś innego. Dziewczyna nie ma powodu, by o śmierć Rona obwiniać siebie. To była wojna, a na wojnie zdarzają się ofiary śmiertelne nawet wśród tak bliskich osób, chociaż potem ciężko jest się z tym pogodzić.
Tak też sądziłam, że w tym rozdziale postanowi użyć zmieniacza czasu, by spróbować uratować Rona. Chociaż i tak sądzę, że postępuje lekkomyślnie i pod wpływem emocji, bo sytuacja, w jakiej sądzi, że się znajdzie jest wyjątkowo niebezpieczna. Jednak zastanawiam się, jaki tak naprawdę miał plan Dumbledore, dając jej zmieniacz czasu, szczególnie że on był zdolny do wszystkiego.
Pozdrawiam serdecznie :)
Hermiona bardzo długo będzie to wszystko jeszcze przeżywać. Nawet mimo starań Harry'ego i innych osób w późniejszych rozdziałach, nie sądzę, żeby szybko się z tym pogodziła. Zwłaszcza, że cofnęło w zupełnie inny czas, niż chciała.
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam :)
szczerze? spodziewałam się, że Ron umrze. Kurczę, nie wiem, ale to było trochę przewidywalne. nie mówię, że źle, ale mam wrażenie, że jego śmierć może ułatwić trochę spraw. Wiem, że brzmi to idiotycznie, ale jakoś nie umiem dobrać lepszych słów :P
OdpowiedzUsuńOczywiście dla Hermiony i Harry'ego był to potężny cios. Praktycznie od zawsze byli razem, ciągle, wszędzie zawsze. To smutne, że po pokonaniu Voldemorta ludzkość powinna się cieszyć z zakończenia wojny, ale najpierw musi pochować swoich bliskich.
to przykre, że Hermiona ma wyrzuty sumienia. powinna zrozumieć, ze nikt nie obwinia jej o śmierć Rona.
Czyli Hermiona użyje zmieniacza czasu, aby ratować Rona? Jakoś nie sądzę, że o to chodziło Dumbledoreowi... :)
pozdrawiam!
Serio? Bo na początku Ron wcale nie miał umierać; miałam poprowadzić to wszystko zgodnie z kanonem i uśmiercić tylko Freda, Lupina, Tonks itd. Ale masz rację, to sprawi, że wizyta Hermiony w przeszłości przebiegnie zupełnie inaczej. :)
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam również!
Nie chcę ci spamować, ale spamownika nie masz, do obserwowanych bloga nie dodałaś, a z komentarza wynika, że dalej chcesz czytać, także powiadamiam. Rozdział pierwszy nareszcie opublikowany!
OdpowiedzUsuńhttp://wzniecony-plomien.blogspot.com/
Przeczytałam jednym tchem.nie zgadzam się, że rozdział jest o niczym,jak napisałas w jednej z odpowiedzi na komentarze, ponieważ jest o uczcuciach i to bardzo mocnych,rozpierających, powodujących cierpienie -a więc zdecydowanie jest o czymś bardzo, bardzo ważnym. Ponadto opisy tychże emocji są bardzo barwne, wiele kryje się między słowami, w sposobie, w jaki budujesz zdania, w samej narracji peirwszoosobowej - a to sporo dobrego mówi o Twoim kunszcie pisarskim.więc z pewnością rozdział jest o czymś.Twoja Hermiona jst osobą dojrzałą, nie tylko posiadającą wiedzę merytoryczną, ale i o życiu.Obwinia się o śmierć Rona dlatego,że go kochała, ale nie mogła nic z tym zrobić. Oczywiście, obiektywizm jest tutaj wyłączony... Ale tak samo z pewnością obwinia się Harry, bracia młodego Weasley'a../ choć jestem zła,że usmierciłaś Rona, który bądź co bądź w sadze był moim ulubieńcem z świętej trójcy,myślę, że całość staje się w tym momencie bardziej wymowna-że Hermiona ma większy...motyw, bypróbować przenieść się w czasie i to bez większego zastanowienia co do faktu, w ktyórymmomencie przeszłości chce się znaleźć. jestkłębkiem rozparczy i wspomnień, cowidać, więc nie dziw, że łapie się ostaniej deski ratunku, której nie miałaby, gdyby nie była czarodziejką... i nie dziwię się że nawet ktoś taki nie myśli o konsekwencjach... jestem ciekawa,co będzie dalej.zapraszam na zapiski-condawiramurs.blogspot.com na nowe opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńNo, może rzeczywiście trochę źle to ujęłam - miałam na myśli, że nie ma tu za wiele akcji, głównie opisy uczuć, właśnie. Cieszę się, że Ci się podobały, bo wczucie się w psychikę Hermiony było dla mnie wyzwaniem, ale zawsze mogło wyjść gorzej. :) O, o to mi chodzi! Śmierć Freda czy Tonks nie odcisnęłaby się na niej do tego stopnia, żeby cofać się w czasie. Śmierć Rona - najlepszego przyjaciela/chłopaka - to co innego. Jej czyny były więc zdecydowanie pochopne.
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie!
Tak, hermione musiało wstrząsnąć cos mocnego... Ale wojna jako wojna jest skończona,prawda? Zapraszam na mój nowy blog: niedoceniony.blogspot.com
UsuńStrasznie przepraszam, że tyle musiałaś czekać! ;< wiem, wiem, jestem okropna, a moje poczucie czasu jest jeszcze gorsze. Szkoło, weź zgiń, pls.
OdpowiedzUsuńNa wstępie chciałabym zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Pierwszą z nich jest belka: "Najgorszym więzieniem jest przeszłość".
Nie wiem, czy to moje wcześniejsze niedopatrzenie, czy dopiero to dodałaś, ale muszę przyznać, że strasznie mi się spodobało, i że idealnie pasuje do historii, chyba nawet nie ma innego zdania, które mogłoby tak dobrze opisać tę historię jak to. Drugą rzeczą jest szablon. Tom <3 Hermiona <3 piękny <3
Co do rozdziału to tak:
1. Kurcze, kurcze. Idealnie opisujesz uczucia głównej bohaterki. Zresztą jak zawsze. Jak to teraz czytam, to przestaję być zła, że poprzednią wersję wymazałaś. ;D Chyba zacznę ufać Twojemu instynktowi i przestanę jęczeć (phi, nie licz na to! :D).
2. Czy to, że cieszę się, że Ron nie żyje, czyni mnie złą osobą? Wszystkie ff, w których Ron umiera, już na wstępie dostają u mnie WIELKIEGO plusa. Nic do niego nie mam, ale on i Hermiona? Rowling, nigdy Ci tego nie wybaczę ;<
3. "A potem widzę Rona, nieruchomego i zimnego na mój dotyk." - to zdanie jakoś tak dzwnie brzmi... Bo mówi się, że ktoś jest obojętne na dotyk, ale zimy? Prędzej "zimny W dotyku". "Pamiętałam to dość wyraźnie bo wtedy(...)" - przecinek, kochana!
Więcej błędów nie zauważyłam, ale tak się zaczytałam, że pewnie ortografa typu "rze" bym nie zauważyła ;d
4. Och, ostatnie zdanie. Zawsze wiedziałaś jak kończyć rozdziały. <3
Wiem, że ten komentarz jest pełen ładu i składu, haha (coś Ty, żaden sarkazm ;d), ale leki w połączeniu z ekscytacją po przeczytaniu rozdziału robią swoje.
PS. Lecę na GG truć o rozdział 2, bój się! <3
Pozdrawiam,
A.
W sumie to jakoś nie potrafię się odnieść do konkretnych punktów w tym komentarzu, bo na wszystko już odpowiedziałam, a zresztą Ty i tak wiesz, co ja o tym myślę, więc... :D
UsuńDziękuję pięknie i pozdrawiam również <3
Na początek przepraszam, że dopiero teraz. Przeczytałam rozdział i od razu mi się spodobał. Opis uczuć był... No on mnie tutaj urzekł najbardziej. Można mieć wrażenie, że jesteśmy w głowie Hermiony tak dobrze było to opisane. Co do śmierci Rona...Pomysł jak najbardziej mi się podoba tylko, że nie zaskoczył mnie. Był bliski dla Hermiony i Harry'ego więc... Ale jednak zostało to ciekawie napisane. Strasznie znaczy bardzo podoba mi się zakończenie. Idealnie kończy rozdział, a jednocześnie jest takim początkiem kolejnego. Ciepło pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na rozdział 2
OdpowiedzUsuń(jednotchnienie.blogspot.com)
Przeczytałam! :) I jestem z siebie dumna, bo nie minął nawet miesiąc od publikacji. Ale do rzeczy...
OdpowiedzUsuńGeneralnie ciężko komentuje mi się pierwsze rozdziały, ale ten czytało mi się szybko i przyjemnie. Może dlatego, że podobają mi się opisy odczuć Hermiony, a może dlatego, że uśmierciłaś Rona. Tylko na cholerę teraz ten zmieniacz czasu. :P Wiem, że będę bezlitosna, ale mam nadzieję, że Hermionie nie uda się uratować Rona, bo po prostu nigdy za nim nie przepadałam. Z drugiej strony ciekawa jestem, jak potoczyłaby się wtedy ta historia. Kurcze... Mam mętlik w głowie, ale czekam z niecierpliwością na nowy rozdział, żeby dowiedzieć się, którą drogę wybierzesz.
I w ostatniej części rozdziału zauważyłam ze dwie albo trzy literówki. :)
Pozdrawiam serdecznie
http://the-gates-of-earth.blogspot.com/
Nie wiem, dlaczego komentuję dopiero teraz, choć od dawna skrycie marzyłam, by ten rozdział przeczytać, ciągle brakowało mi czasu. Bałam się, że nagle napiętrzy mi się zaległości w czytaniu, ale widzę, że niestety masz podobne skłonności do mnie i regularne pisanie jest dla Ciebie trudne. Aż zbyt dobrze to znam...
OdpowiedzUsuńNiesamowicie dogłębny opis przeżyć wewnętrznych. Właściwie na tym wszystko się opiera w tym rozdziale. Jestem pod wrażeniem ile szczegółów, emocji i ulotnych wrażeń zawarłaś w tym tekście. Im dalej jednak, tym częściej powtarzałaś utarte sformułowania w stylu "moje serce pękło na tysiące małych kawałeczków" - wzmianka o tym pojawiła się ładnych kilka razy.
Mimo to chylę czoła.
Uśmierciłaś Rona, nie spodziewałam się tego. Bardzo mi się podoba sposób w jaki kreujesz postać Harry'ego. Dokładnie takim wyobrażałam go sobie po wojnie, u Rowling epilog wyglądał zbyt cukierkowo, brakowało mi fragmentu, gdzie rany psychiczne bohaterów po wojnie były jeszcze świeże. Udało Ci się ująć to w słowa naprawdę pierwszorzędnie.
Ostatnie zdanie miażdży! Dzięki takiemu zaskoczeniu czuję, że nie sposób oprzeć się silnemu pragnieniu przeczytania ciągu dalszego.
Trzymam kciuki, by nowy rozdział pojawił się niebawem.
Pozdrawiam i życzę wytrwałości i masy pomysłów
Kiedy pojawi sie kolejny post? Choćby jakas informacje podaj ;) zapraszam na nowość niedoceniony.ogspot.com
OdpowiedzUsuńJejku,chyba po raz pierwszy od dłuższego czasu nie wiem co powiedzieć.Świetny rozdział.
OdpowiedzUsuńOkej, okej.
OdpowiedzUsuńPytanie zagadka.
Gdzie jest nowy rozdział? :P
Nie ma!:(
UsuńMusi być. Jak to nie ma. Nie.
Usuń:C
Nie ma i niestety raczej już nie będzie.
Usuń