środa, 26 lutego 2014

Rozdział 1. Mgła



Nie ma gor­sze­go zła od pięknych słów, które kłamią.
(Ajschylos)

- Hermiono.
Ręka Harry’ego zaciśnięta na mojej była pierwszą rzeczą, która uświadomiła mi, że nadal istnieję.
Wzdrygnęłam się pod wpływem jego dotyku, jakby zdziwiona faktem, że wciąż potrafię odbierać z otoczenia tak prozaiczne bodźce jak czucie, czy słuch. Z zaskoczeniem odkryłam, że jego skóra nadal była tak samo szorstka i lodowata, jaką ją zapamiętałam i prawdę powiedziawszy, wprawiło mnie to w niemałe zakłopotanie. Sama nie wiem, czego się spodziewałam – może tego, że moje funkcje życiowe obumarły w momencie, w którym straciłam przytomność, albo po prostu przestałam poświęcać temu większą uwagę. Nie umiałam nawet przypomnieć sobie, czym w ogóle była koncentracja; moje myśli dryfowały w tę i z powrotem, nie mogąc skupić się na żadnej konkretnej rzeczy. Narządy takie jak wzrok, smak, czy węch też jakby przestały mieć teraz większe znaczenie. Wszystko to było jedną, wielką mgłą, w której nie sposób było wyodrębnić niczego ważnego lub ważniejszego.
Mimo wszystko nie miałam zamiaru się z niej wydostać.
- Hermiono. – Głos Harry’ego dochodził do mnie jak z źle nastawionego radia. – Hermiono… Hermiono, proszę. Porozmawiajmy.
Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem. Kiedy ja nawet nie wiedziałam już, co to znaczy.
Nie wiedzieć czemu, coś w tonie głosu przyjaciela zmusiło mnie jednak do przeniesienia wzroku w jego stronę i przyjrzenia mu się zrezygnowanym wzrokiem. Nie miałam pojęcia, skąd wzięły się u mnie takie odruchy – nie miałam najmniejszej ochoty na wysłuchanie tego, co miał mi do powiedzenia. Słowa już dawno przestały mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie.
- Ja… ja wiem, że to nie jest łatwe – zaczął nieudolnie. Jakimś sposobem wiedziałam, że kontrolowanie własnego głosu było dla niego nie lada zadaniem. – Wierz mi, ja też nadal nie mogę się z tym… nadal to do mnie nie dociera. Ja… - przerwał na moment, przy okazji przełykając głośno ślinę. – Rzecz w tym, że my… my musimy… to jakoś… jakoś przetrwać.
Zerknęłam na niego kątem oka. Przez ułamek sekundy wydawało mi się, że w jego oczach dostrzegłam łzy, ale uzmysłowiłam sobie, że musiało mi się przewidzieć.
Jego słowa, natomiast, odbijały się chwilę echem po mojej głowie, ale ich sens zagubił się gdzieś w jej zakamarkach. Zdobyłam się na obojętne wzruszenie ramionami, chcąc przynajmniej dać mu znać, że słyszałam to, co powiedział. Cichy głosik podszeptywał mi, że jemu też musi być cholernie trudno.
- Ja wiem, że to boli. Nawet bardzo – ciągnął niemalże niesłyszalnie. – Ale n-nie możesz… nie mogę pozwolić ci…
Głos ugrzązł mu w gardle. Teraz byłam już prawie przekonana, że ledwo powstrzymuje się od płaczu.
Mimo wszystko wziął głęboki oddech i, po raz pierwszy tego dnia, spojrzał mi prosto w oczy.
- Nie możesz się izolować – dodał cicho, tak cicho, że prawie to przeoczyłam. – Ron by tego nie chciał.
Zamarłam.
Przez chwilę stałam w zupełnym bezruchu, obserwując, jak mgła rozstępuje się na wszystkie strony, na nowo odsłaniając mi widok.
A potem moja ochrona ostatecznie runęła.
Na dźwięk tego imienia, mój organizm od razu wykonał multum niespodziewanych reakcji – moje serce przyśpieszyło tak gwałtownie, że złapałam się za klatkę piersiową, by poskromić jakoś ból, który się w niej pojawił. Po moim ciele rozlała się fala nieprzyjemnego gorąca, która zawładnęła mną do tego stopnia, że oparłam się o balustradę, rozpaczliwie usiłując zaczerpnąć powietrza. Sama nie zauważyłam nawet, że łzy przysłoniły mi obraz; wszystko zlało się w jedną, wielką plamę, jeszcze gęstszą i o wiele bardziej nieznośną, niż mgła. Jedno imię, a moja cała bariera rozsypała się niczym domek z kart.
Poczułam, że robi mi się niedobrze.
- Hej. – Samoczynnie odnotowałam, że Harry momentalnie znalazł się przy moim boku, biorąc mnie w swoje ramiona. – Hej, ciii… wszystko będzie dobrze. Ciii, nie płacz, nie płacz, wszystko jest w porządku…
Pokręciłam szybko głową, a z moich ust wydobył się histeryczny chichot. Nie wiedziałam już nawet, co jest gorsze – łzy spływające ciurkiem po moich policzkach, czy to, jak pusto zabrzmiał mój śmiech.
- Wszystko będzie dobrze – mamrotał pod nosem, bardziej do siebie, niż do mnie. – Wszystko się ułoży, damy radę, zobaczysz…
Wydałam z siebie coś na kształt rozjuszonego prychnięcia. To wszystko brzmiało tak absurdalnie, że poczułam przemożną ochotę uświadomienia mu tego za pomocą uderzenia go w twarz; moje emocje zdecydowanie nie miały się najlepiej.
Mimo wszystko wypuściłam ze świstem powietrze i otworzyłam usta, po raz pierwszy od dłuższego czasu decydując się na wypowiedzenie jakiegoś zdania. Byłam przekonana, że miałam tego później żałować.
 - On nie żyje, Harry. Ron nie żyje. Nic już nie będzie dobrze.
Z moich ust wydostał się jeszcze jeden, ponury szloch.
Zamilkliśmy. Żadne z nas nie czuło potrzeby dodania niczego więcej.
Zakołysałam się w miejscu, próbując na powrót wrócić do swojej bezpiecznej mgły. Bez skutku. Moje schronienie zniknęło z chwilą, w której odważyłam się wypowiedzieć na głos te słowa, słowa, od których nie było już żadnego powrotu. To one uderzyły we mnie bardziej, niż wszystko inne, co usłyszałam wcześniej od Harry’ego. Brzmiały ja jakiś osąd, wyrok, który został już bezpowrotnie ustanowiony, a ja nie mogłam na niego wpłynąć.
To wszystko sprawiało, że naprawdę nie chciałam już istnieć.
Spojrzałam przed siebie. Nigdy przedtem nie obserwowałam zachodu sł0ńca z samego szczytu Wieży Astronomicznej. Gdyby nie okoliczności, z którymi przyszło mi się zmierzyć, najprawdopodobniej bardzo cieszyłabym się tą chwilą – słońce, teraz już ciemnopomarańczowe, chowało się powoli za horyzontem, pozostawiając niebo w kolorze różu i czerwieni. Nawet chmury przybrały ten sam odcień, a jezioro koło błoni mieniło się w sposób, którego nie potrafiłam nawet opisać. Wszystko to komponowało się tak idealnie, że nie umiałam oderwać od tego wzroku.
Jak na przekór przypomniałam sobie, że ostatni raz odwiedziłam to miejsce, zaraz po tym, gdy zobaczyłam, że Ron całuje Lavender. Harry również znajdował się wtedy u mojego boku, pocieszając mnie najlepiej jak potrafił, dokładnie tak, jak teraz. Zawsze wiedziałam, że nie zasługuję na takiego przyjaciela, jak on. Rona, jednakże, nienawidziłam wówczas najbardziej na świecie. Pamiętam, że wydawało mi się, że skrzywdził mnie bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Zachowałam się wtedy jak typowa szesnastolatka, którą zresztą byłam. Obiecałam sobie, że nigdy mu tego nie wybaczę.
A teraz… teraz zranił mnie w najgorszy możliwy sposób i sama nie wiedziałam już, czy słowo „nigdy” miało jeszcze dla mnie jakiekolwiek znaczenie.
Przymknęłam oczy. Wbrew mojej woli, w mojej głowie zaczął formować się obraz, ten obraz, przed którym tak uparcie uciekałam przez kilka ostatnich godzin. Przeklęłam w myślach, wiedząc, że zostałam złapana. I od tej pory nic już mnie nie uwolni.
- Hej, panie ministrze! – krzyczy Percy, podczas gdy kolejne zaklęcie śmiga z jego różdżki i trafia Thicknesse’a prosto w pierś. – Czy już panu mówiłem, że rezygnuję z pracy?
Biorę głęboki oddech i zaciskam palce na swojej różdżce. Śmierciożercy atakują mnie teraz z dwóch stron, ale mimo wszystko odpieram kolejny atak, próbując gorączkowo wymyślić najrozmaitsze klątwy. W pewnym momencie Cruciatus przelatuje zaraz koło mojego ucha, a ja robię unik w ostatniej chwili.
Wypuszczam ze świstem powietrze. Zaczynam powoli tracić na siłach.
- Żartujesz! – zdziwił się Fred, powalając przy okazji swojego przeciwnika.
Kątem oka dostrzegłam, że Ron stoi tuż koło niego. Pomaga swojemu bratu odepchnąć kolejne klątwy, ale widzę, że i jemu sprawia to niemałą trudność. Kolejne zaklęcia omijają go dosłownie o parę milimetrów, a ja zaciskam oczy, widząc zielone światło zaraz koło jego głowy. Zaczynam przemieszczać się w jego stronę. Nie mogę pozwolić, by coś mu się stało.
Muszę mu pomóc.
- Ty naprawdę żartujesz, Percy – ciągnie Fred, patrząc z satysfakcją, jak Thicknesse pada bezwładnie na podłogę. – Nie pamiętam, byś żartował, odkąd…
A potem powietrze eksploduje.
A potem słyszę już tylko płacz i krzyki.
A potem widzę Rona, nieruchomego i zimnego na mój dotyk.
A jedyne, co przechodzi mi przez myśl to to, że nie zdążyłam mu pomóc.
Nie otworzyłam oczu.
Gdybym odciągnęła go na bok… gdybym nie podeszła do niego o te kilka sekund za późno, gdybym zrobiła cokolwiek… Ron najprawdopodobniej stałby tu z nami. Pewnie śmialibyśmy się razem, cieszyli się z wygranej bitwy i wolności, której nie mogliśmy przecież zaznać już od tak długiego czasu. Później poszlibyśmy do Pokoju Wspólnego i siedzieli razem przed kominkiem przez wiele, wiele godzin, z myślą, że dobro zwyciężyło, a nam się udało.
To wszystko moja wina.
Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza, czując, że fala bólu po raz kolejny zalewa moją klatkę piersiową. Nie miałam nawet siły, by z nią walczyć – pozwoliłam jej przejąć kontrolę nad moim ciałem, przyczyniając się w ten sposób do pojawienia się łez, które znowu wypełniły moje oczy. Niewiele mnie to obchodziło. Mgła zaczynała powracać, ale w zupełnie innej formie, niż wcześniej.
To wszystko moja wina.
Harry chyba wyczuł, że znowu zaczynam się trząść, bo kątem oka dostrzegłam, że przygląda mi się badawczym wzrokiem. Gdy zobaczył moją minę, niemal od razu rzucił mi zatroskane spojrzenie i przemówił do mnie miękkim głosem:
- Nie wolno ci się obwiniać. – Obruszyłam się lekko, słysząc jego słowa. Nie mogłam uwierzyć, jak dobrze mnie znał. – To nie twoja wina. Nie mogłaś nic zrobić.
Wzruszyłam tylko ramionami, nie będąc zdolna, by mu odpowiedzieć. Wcale nie zdziwiłam się słysząc, że próbuje pocieszyć mnie w podobny sposób – właśnie czegoś takiego można było się po nim spodziewać. Wiedziałam, że nigdy nie obarczyłby mnie winą za śmierć przyjaciela, ale czułam, że w głębi duszy tak naprawdę trochę mnie znienawidził. On i cała rodzina Weasleyów. I, szczerze powiedziawszy, wcale nie miałam im tego za złe.
Westchnęłam ciężko i widząc, że spuścił ze mnie swój wzrok, teraz to ja rzuciłam mu uważne spojrzenie. Po raz pierwszy od bardzo dawna miałam szansę, by móc się mu przyjrzeć. A to, co zobaczyłam, niespecjalnie poprawiło mi humor.
Harry prezentował się po prostu okropnie. Pomijając już podarte ubrania, plamy krwi, które zanieczyszczały niemal każdy kawałek jej skóry, wyglądał po prostu mizernie. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak wychudzonego i anemicznego. Wszystko wisiało na nim jak na wieszaku, kruczoczarne włosy były jeszcze bardziej rozczochrane, niż zwykle, a okulary naturalnie stłuczone.
Jednak, ku mojemu przerażeniu, nie to było w tym wszystkim najgorsze. Sama nie potrafiłam tego określić, ale sądzę, że chodziło o jego mimikę. Była… była pusta. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji – łzy, które dostrzegłam wcześniej w jego zielonych oczach zniknęły, nie mogłam zauważyć też w nich żadnego błysku. Wszystko, co składało się na Harry’ego, którego znałam odeszło, ustępując miejsca pustej, zmarnowanej kukle.
Harry Potter przeżywał teraz najgorszy okres swojego życia, a ja nie spróbowałam nawet mu pomóc.
Poczułam niemiły ucisk w żołądku.
Po raz kolejny tego dnia zawiodłam się na sobie bardziej, niż kiedykolwiek indziej w swoim życiu.
- Słuchaj – odezwałam się niespodziewanie, nie planując nawet tego, co chcę powiedzieć. – Ja… ja przepraszam. Zachowuję się jak zupełna egoistka, wiem… wiem to. P-przepraszam, ja… chodzi o to, że… to ciężkie, nie tylko dla mnie, dla ciebie też, a ja… ja jak zwykle myślę tylko o sobie i nie wpadłam na to, że to... że to był w końcu twój najlepszy przyjaciel… - Przerwałam na chwilę. Wciąż nie potrafiłam mówić o nim w czasie przeszłym. – Rzecz w tym, że… nie musisz przy mnie udawać, Harry. Wiem, że to moja wina. Możesz równie dobrze to przyznać.
Zobaczyłam, jak oczy Harry’ego rozszerzają się w szczerym zdumieniu. Nie wiedzieć czemu obserwując to, poczułam coś w rodzaju ulgi – wszystko było lepsze od tego pustego wyrazu twarzy, który miałam nieprzyjemność oglądać chwilę wcześniej.
- O czym ty mówisz, Hermiono? – zapytał z niedowierzaniem. – Powiedziałem ci przecież, że nie twoja wina. Przestań wygadywać bzdury.
Uśmiechnęłam się smutno. Oczywiście. Po raz kolejny sprostał moim oczekiwaniom.
- Harry, mówię poważnie. Po prostu to powiedz. Jestem odpowiedzialna za śmierć Rona.
Równie dobrze mogłabym powiedzieć, że ktoś właśnie wbił mi sztylet w serce. Tak właśnie się czułam wypowiadając te słowa. Jakby moje serce roztrzaskało się właśnie na milion kawałeczków, których nie mogłam już nigdy posklejać.
Usłyszałam, że Harry wzdycha ciężko pod nosem i chowa twarz w dłoniach. Nie odważyłam się jednak zerknąć w jego stronę na dłużej – nie potrafiłam oglądać go w takim stanie. Zwłaszcza, gdy wiedziałam, że to ja go do niego doprowadziłam.
- Nie mów tak – powiedział cicho. – Nic już nie możesz zrobić. Czasu nie da się cofnąć, choćbyśmy nie wiem, jak bardzo tego chcieli.
Tym razem milczeliśmy przez o wiele dłuższy czas. Słońce już dawno zdążyło zajść, a na niebie pojawiały się teraz pojedyncze gwiazdy. Nagle wszystko stało się o wiele mroczniejsze, niż wcześniej – nie byłam pewna, czy jestem na to gotowa.
Sekundy zamieniły się w minuty, a minuty w kwadranse. Jestem prawie pewna, że staliśmy tak w ciszy przez co najmniej pół godziny, ale nie wiedzieć czemu, było mi tak całkiem dobrze. Nie myślałam o niczym konkretnym, pozwalając, by mój mózg odpoczął przynajmniej na moment. Obecność Harry’ego zaczęła wpływać na mnie dość pocieszająco, co odkryłam z nieopisaną ulgą.
Jedyną rzeczą, która wciąż prześladowała zakamarki mojego umysłu, były niebieskie oczy Rona. Podświadomie wiedziałam, że odtąd już nigdy go nie opuszczą.
Na początku ten raz, gdy zobaczyłam je po raz pierwszy – miał wtedy jedenaście lat, wściekle rude włosy i ubrudzony nos. Uśmiechnęłam się mimowolnie na to wspomnienie; nasza znajomość nie zaczęła się chyba najlepiej. Już od samego początku zaczęłam poprawiać jego pseudo-zaklęcie i chwalić się swoją wiedzą na temat historii magii, przez co ani on, ani Harry nie byli mną szczególnie zachwyceni. W głębi duszy wiedziałam, że musiałam być wtedy wyjątkowo przemądrzała, ale oczywiście nie przyznałabym się do tego za nic w świecie.
Drugi raz, gdy odkryłam, że jest dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem. Pamiętam, że długo odrzucałam od siebie tę myśl, tłumacząc się faktem, że to tylko chwilowe zauroczenie. Nie chciałam zepsuć naszej przyjaźni, poza tym sama nie byłam pewna co do uczuć, które do niego żywiłam. To wszystko wydawało mi się wtedy takie skomplikowane.  Jakbym stanęła właśnie przed najtrudniejszym wyborem, z jakim musiałam się dotychczas zmierzyć. Całe to zamieszanie było dla mnie dodatkowo zupełnie niecodzienne – nigdy nie skupiałam się za bardzo na sprawach tak błahych jak związki. Świat został opanowany przez Voldemorta, a ja musiałam skupić się na pozostaniu najlepszą uczennicą szkoły. Pierwsze miłości zdecydowanie nie znajdowały się na liście moich priorytetów.
I w końcu ten trzeci, najgorszy, który miałam zapamiętać do końca mojego życia. Moment, kiedy pojawił się w nich błysk przerażania i jedna, wielka pustka, która ogarnęła je zaraz potem. Nie mogłam zobaczyć w nich już żadnego blasku – od teraz był tylko zwykłą, pustą kukłą, porzuconą przez swojego lalkarza. A jego oczy już nigdy nie miały zapłonąć.
Nabrałam głośno powietrza.
Była to jednak jedyna reakcja, na jaką mogłam sobie pozwolić. Zmusiłam się do nerwowego zaciśnięcia oczu i zmuszenia swoich wnętrzności do nie okazywania tego, jak bardzo chciałam przestać istnieć. Moja głowa zaczynała eksplodować już od namiarów emocji, a żołądek skręcał się z nerwów, ale mimo wszystko z moich ust nie wydobyło się choćby westchnięcie. Byłam silna. Ron chciałby, żebym była silna.
Ron nie żyje.
Jak echo, powracające do mnie ze zdwojoną siłą.
Cofnęłam się kilka kroków, odchodząc od balustrady. Moje nogi stały się nagle dziwnie zmęczone – zdałam sobie sprawę, że używałam ich bez przerwy od co najmniej kilkunastu godzin. Zsunęłam się powoli po ścianie zamku i oparłam swoje ciało o zimny marmur. O dziwo, mimo dreszczy na mojej skórze, chłód niespecjalnie mi przeszkadzał.
Nie chciałam dłużej o tym myśleć. Nie tylko mój organizm miał już dość wyczerpania – głównym problemem była teraz moja psychika, która wisiała już na skraju wyczerpania. Wiedziałam, że Ron byłby tym zawiedziony, ale nie miałam siły być silną. Już nie.
Czułam, że moje powieki opadają bezwładnie pod wpływem zmęczenia, ale mimo wszystko starałam się nie stracić przytomności. Nie miałam teraz czasu na spanie. By zachować trzeźwy umysł, skupiłam swój wzrok na Harrym – nadal stał oparty o poręcz, w milczeniu przyglądając się gwiazdom, które rozprzestrzeniły się teraz po całym niebie. Mimo, że nie mogłam zobaczyć jego twarzy, wiedziałam, że stale wpatruje się w to samo miejsce – za pewne nie zauważył nawet, że się oddaliłam. Gdyby nie jego czarne włosy, które wiatr wichrzył niemal na wszystkie strony, pomyślałabym, że jest prawie jak posąg.
Ale gdy i one zaczęły zlewać mi się z ciemnym, ponurem niebem, wiedziałam już, że przegrałam.
Były ostatnią rzeczą, jaką zobaczyłam, zanim zapadłam w sen.
***
- Hermiono… Hermiono, proszę, musimy uciekać…
- NIE! Nie, nie zostawię go tu… nie mogę…
- Hermiono, UCIEKAJ!
Kręcę przecząco głową, wyszarpując się z ramion Harry’ego. Łzy spływają ciurkiem po moich policzkach i właściwie nie widzę już niczego na oczy, ale mimo to nadal zaciskam dłoń na ramieniu nieruchomego ciała Rona, jakbym wciąż czekała na jakąś reakcję. Jego ręka jest jednak zimna, a oczy puste. Nie widzę w nich już żadnego blasku.
Zaczyna kręcić mi się w głowie.
Nie mogę go tak tutaj zostawić.
- Hermiono… Hermiono, proszę… Jeśli zostaniemy tu chwilę dłużej, my też zginiemy!
Bełkoczę coś tylko przez łzy, zaczerpując raz po raz coraz płytsze oddechy. Jakimś cudem udaje mi się jednak odwrócić w stronę Harry’ego. Patrzę mu prosto w oczy i wzruszam ramionami.
Po raz pierwszy w życiu nie mam nic przeciwko.
Moje życie i tak jest już dawno przegrane.
***
Pierwszą rzeczą, jaką zauważyłam zaraz po obudzeniu, była noc, a moje ciało lepiło się od potu.
Nabrałam gwałtownie powietrza. W mojej głowie huczało od natłoku niechcianych myśli, ale udało mi się jakoś rozejrzeć dookoła, próbując rozpoznać otoczenie, w którym się znajdowałam. Przez chwilę nawet nie mogłam przypomnieć sobie, jak się tutaj znalazłam. Wszystko było tak zamazane i niejasne, że westchnęłam ciężko pod nosem. Czułam się, jakbym w ogóle nie spała.
Pożałowałam jednak swych myśli w momencie, gdy cała układanka zaczęła składać się w jedną, logiczną całość. Przed oczami niemal natychmiast stanęła mi wizja wojny, rozpaczy, płaczu, bólu i zapachu śmierci, który nadal mogłam wyczuć w powietrzu.
Śmierci mojego najlepszego przyjaciela.
Zaczynałam się nim już powoli krztusić.
Odchrząknęłam głośno i podparłam się na startych łokciach, próbując podnieść się z miejsca. Niestety okazało się, że nie jest to tak łatwe, jak myślałam – moje obolałe ciało zdecydowanie odmawiało współpracy, a ja nie miałam siły, by z nim walczyć. Wypuściłam więc ze świstem powietrzem i osunęłam się znowu na marmurową posadzkę. Postanowiłam, że jak na razie będzie ona najlepszym rozwiązaniem, na jakie mogłam wpaść.
Chcąc nie chcąc, rozejrzałam się więc uważnie dookoła. Tym razem zrobiłam to wiele dokładniej  i uważniej, niż przedtem, starając się skupić na ważnych szczegółach. To dopiero wówczas dostrzegłam, że byłam tu sama – mimo wszechobecnej ciemności, która panowała dookoła, nie mogłam dostrzec już sylwetki Harry’ego. Przez głowę przemknęło mi, że zapewne nie chciał mnie budzić. Byłam mu za to dość wdzięczna, bo wiedziałam, jak bardzo tego potrzebowałam.
Tak czy siak, cisza i ciemność robiły mi teraz za jedyne towarzyszki. I, szczerze powiedziawszy, nawet mi to nie przeszkadzało.
Przymknęłam oczy i westchnęłam ciężko pod nosem. Próbowałam nie myśleć o niczym konkretnym, ale gdy tylko zamknęłam swoje powieki, w mojej głowie jak na zawołanie pojawiło się tysiąc różnych obrazów, na których nie mogłam skoncentrować swojej uwagi.
Już nigdy nie będę mogła.
- ROOON!
Dym opada, ale zostawia po sobie krzyk, który unosi się w powietrzu, gdy tylko otwieram oczy. Moje płuca są tak zainfekowane, że z trudem udaje mi się wydać z siebie choć najmniejszy dźwięk i mam wrażenie, że moja głowa właśnie wybuchła. Podnoszę się chwiejnie i odkrywam, że ledwo trzymam się na nogach, ale mimo wszystko robię kilka kroków do przodów, podchodząc w stronę klękających nad czymś rudzielców.
A to, co widzę, rozbija moje serce na milion kawałeczków.
Zacisnęłam usta. Nawet nie czułam, że łzy zaczęły spływać ciurkiem po moich policzkach, ale nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi. Postanowiłam im na to pozwolić.
- R-Ron! Ron, ocknij się!
Potrząsam nim lekko, jakbym bała się, że rozpadnie się pod wpływem mojego dotyku. Nie reaguje. Kątem oka zauważam, że Fred i Percy krzyczą coś do siebie, a Harry opada bezwładnie na ziemię, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi.
Ja też nie mogę.
- R-Ron – wychlipuję, połykając własne łzy. – R-Ron, p-roszę… Ron, obudź się… M-musimy iść…
Nie odpowiada. W głębi duszy wiem, że już nigdy tego nie zrobi.
Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza.
Im bardziej odpychałam od siebie te wspomnienia, z tym większą siłą do mnie wracały i jakkolwiek próbowałam temu zaradzić, wiedziałam, że byłam skazana na porażkę. Zaczęłam nawet przyzwyczajać się do bólu, który zdawał się towarzyszyć mi odkąd tylko umiałam sięgnąć pamięcią. Ku mojemu zdziwieniu, odkryłam, że udało mi się go nawet zaakceptować, mimo że rozdzierał mnie na tysiąc malutkich kawałeczków.
Wiedziałam, że mimo wszystko nigdy nie będę potrafiła się z tym pogodzić. Wiedziałam, że od tej pory będę prześladowana całym tym bagnem do końca swojego życia, na zawsze dźwigając za sobą ciężar wojny i winę za śmierć tych, których kochałam. Czas mógł goić rany, ale nikt nie mógł go cofnąć, niezależnie od tego, jak bardzo by chciał.
Chyba, że miałby zmieniacz czasu, oczywiście. Co rzecz jasna samo w sobie było śmiesznym pomysłem; wszystkie zmieniacze czasu zostały zniszczone podczas bitwy w Departamencie Tajemnic. Tak przynajmniej powiedział mi Dumbledore podczas naszej ostatniej rozmowy. Pamiętałam to dość wyraźnie bo wtedy też przekazał mi swój ostatni egzemplarz, powiedział, że muszę się nim dobrze zaopiekować i…
Moje oczy rozszerzyły się w zdziwieniu.
Wtedy też przekazał mi swój ostatni egzemplarz.
Och… nie.
Tak.
Moje serce przyśpieszyło gwałtownie, a oddech ulotnił się, gdy zaczęłam przeszukiwać szybko swoją torebkę, która nadal wisiała beztrosko na moim ramieniu. Znalezienie tego, czego szukałam, nie zajęło mi dłużej niż dziesięć sekund.
Jeden z ostatnich zmieniaczy czasu na świecie spoczywał teraz beztrosko w mojej dłoni.
Przyjrzałam mu się uważnie. Był tak mały, że z łatwością mogłabym nosić go jako wisiorek. Wszystkie zmieniacze były wyjątkowo ozdobne i na pierwszy rzut oka przypominały kieszonkowy zegarek - tak też prezentował się ten Dumbledore’a. Zauważyłam, że musiał o niego dbać, bo jego stan był wyjątkowo naruszony.
Tym, co odróżniało go od reszty, okazał się fakt, że miał uratować komuś życie.
Westchnęłam głośno. Że też nie wpadłam na to wcześniej! To przecież takie oczywiste… na cóż innego Dumbledore miałby mi go dawać? Z pewnością wiedział, jak bardzo potrzebny będzie nam w czasie wojny, której, jak się później okazało, sam nie zdążył przebyć. Wiedziałam, że wszystko to sobie zaplanował. Zawsze był kilka kroków przed nami i powinnam nauczyć się to doceniać, zwłaszcza, że po raz kolejny miałabym u niego dożywotni dług wdzięczności.
Uśmiechnęłam się. W moim sercu obudziła się nadzieja.
Wzięłam głęboki oddech i zacisnęłam na nim palce. Nie zwracałam uwagi na pot, który spływał strupkiem po moim czole, ani na nogi, które trzęsły mi się tak bardzo, że dziwiłam się, że byłam jeszcze w stanie się na nich utrzymać. Tak naprawdę nie interesowało mnie już zupełnie nic – podjęłam już decyzję. Mgła znowu do mnie powróciła, tym razem jednak w zupełnie innej formie, niż wcześniej.
Zacisnęłam oczy i przekręciłam gałkę dokładnie pięć razy.
Cały świat zawirował.
Ale tym razem ja byłam środkiem apokalipsy, którą sama na siebie sprowadziłam.
________________________
Nawet nie wiecie, ja ciężko pisało mi się ten rozdział. Jestem z niego średnio zadowolona, ale sądzę, że nie jest w sumie najgorzej. Poza tym zmieniłam trochę koncepcję - pierwotnie mieli zginąć tylko ci, którzy zginęli w kanonie, ale z pewnych powodów postanowiłam, że uśmiercę również Rona. No... to zobaczymy, jak to wyjdzie.
Chciałabym podziękować jeszcze za wszystkie komentarze pod prologiem. Dzięki nim miałam mnóstwo motywacji na skończenie tego rozdziału i jestem za nie ogromnie wdzięczna! :) Kolejny powinien pojawić się mniej więcej w takim odstępie, jak teraz. Publikowanie co tydzień to jedna chyba troszkę za często.
No... to pozostaje mi życzyć Wam miłego czwartku i... do następnego!

32 komentarze:

  1. Rozdział zaczyna się w trudnym dla Hermiony i Harry'ego momencie. Dziewczyna jest załamana, choć może bardziej bezuczuciowa, a przynajmniej tak się prezentuje. Dziwi się, że wciąż cokolwiek odczuwa i zastanawia się nad tym. Świat stracił dla niej sens i już w nim nie żyje, a egzystuje. Z tego jestem w stanie się domyśleć, że straciła kogoś bardzo dla niej ważnego i nie ma pojęcia, jak dalej postępować i dopiero głos przyjaciela wyrywa ją z letargu. Bo nie potrafi, a może wcale nie chce wracać do świata żywych. Jestem w stanie ją zrozumieć, niedawno zmarła matka mojego przyjaciela i cóż, w nocy po jej śmierci przeżywaliśmy to razem.
    Harry usiłuje pocieszać i siebie, i Hermionę, ale jest w tym tak samo nieudolny, jak ja. Choć nie, nikt nie jest bardziej nieudolny ode mnie. Ja odpowiadam półsłówkami, albo milczę, jeśli nie potrafię nic z siebie wykrztusić. Pocieszanie nie jest dla mnie. Hermiona nie ma mu za złe słabych prób, ale przyjmuje to wszystko... obojętnie. Nie obchodzi ją to. To złe, bardzo złe. Lepiej, jakby się wściekała, niż jakby miała siedzieć spokojna. Zwariowałaby. W końcu. Właśnie dlatego po usłyszeniu imienia Rona jest jej tak źle, smutno i desperacko chce zapomnieć, ale nie umie, bo to praktycznie niemożliwe. Przyznaję, parę dni przed świętami Bożego Narodzenia moją koleżankę potrąciła ciężarówka z mlekiem. Trochę się pozłościłam, nim mi przeszło. Nie mogłam trzymać tego w sobie! Hermiona też nie powinna. Może udawać silną, ale koniec końców zatraci siebie, a to najgorsze, co może się przydarzyć.
    Hermiona wspomina śmierć Rona. Całość jest smutna, aż trudno się czyta. Może nieco za mało w tym emocji, ale to Hermiona. Ona od początku tego rozdziału tłumi wszystko w sobie i boi się o tym powiedzieć. A teraz jeszcze się obwinia. Hermiono, słonko, coś ci powiem. NIE MOŻESZ SIĘ OBWINIAĆ. Nie masz o co. Nie można "gdybać", bo to nic nie da, tak samo jak uważanie, że "mogłam pomóc". Nie, nie mogłaś. Ron umarł i to potwornie smutne, bo życie to, za przeproszeniem, dziwka, ale nic na to nie poradzisz. Wyżywaj się, ciskaj zaklęciami, szukaj zemsty, ale NIE WMAWIAJ SOBIE, ŻE TO TWOJA WINA. To cię zniszczy, tak samo jak chowanie emocji. Dziewczyno, NIKT CIĘ NIE NIENAWIDZI. Nie wmawiaj sobie czegoś, czego nie ma! Zależało ci na Ronie, okej, rozumiem, ale to nierozważne. Gdzie jest ta dawna Hermiona? Skryła się, a powinna teraz wyjść swoim lękom naprzeciw.
    Harry widać szczerze podziela moje zdanie i ochrzania Hermionę. Dobrze! Może to ją ocuci!
    Przez dalszą część dostajemy rozmyślania Hermiony na temat Rona i krótkie wspomnienia po jego śmierci. Fred przeżywa, ale kosztem tego traci brata.
    A Hermiona wreszcie przypomina sobie o Ostatnim Zmieniaczu Czasu. Wielkimi literami, coby mu nadać szczególne znaczenie. W końcu nie zadziała tak, jak powinien, cofając Hermionę trochę za daleko... nie?
    Dziewczyna odzyskuje nadzieję, wierząc, że może uratować przyjaciela. Pięć obrotów. Zgrabna metafora. Koniec rozdziału.
    Co mogę powiedzieć? Pomimo twojego niezadowolenia, mnie się całkiem podobał. Myślę, że dokładnie rozpisałaś emocje Hermiony, przedstawiłaś załamanego Harry'ego, pod koniec dodałaś dziewczynie nadziei... Czekam na kolejną publikację. Tyle.
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, aż dziwię się, że o takim rozdziale o niczym dałaś radę tyle napisać! Bo, że za wiele się tu nie dzieje, to ja wiem - między innymi dlatego tak strasznie się umęczyłam. Ale tak już to sobie zaplanowałam i przelałam na papier najlepiej, jak mogłam. W kolejnych będzie już Tom, także akfjdnmsjm <3
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. Pewnie dałabym radę napisać więcej, ale stwierdziłam, że nie ma co przeginać, i tak wyszło całkiem sporo. :)
      Tom. Miód na moje małe serduszko. Oby go było jak najwięcej! <3
      Pozdrawiam ponownie. :)

      Usuń
  2. Czekałam na ten rozdział więc ogromnie się ucieszyłam na wieść, że już się pojawił. Z góry przepraszam za krótki komentarz, ale jest już dokładnie północ, a ja padam z nóg! Ale do rzeczy. Właściwie zastanawia mnie jak Hermiona zamierza wszystko odwrócić i zmienić przeszłość, by uratować Rona. To może mieć naprawdę przykre konsekwencje jednakże ciekawi mnie również to, co się wydarzy. Zrobiło mi się smutno przy wątkach o śmierci Rona, bo to mój ulubieniec z serii o Harrym i nie wyobrażam sobie, że mógłby zginąć, ale to opowiadanie - akcja musi być, prawda? Cóż... Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny rozdział, który - mam nadzieję - pojawi się szybko i życzyć dużo weny. Nie przejmuj się, początkowe rozdziały są cholernie trudne (wiem, bo kiedyś sama próbowałam pisać potterowskie opowiadanie). No i mam nadzieję, że dotrzymasz słowa i przeczytasz moje opowiadanie. Twoja opinia wiele dla mnie znaczy.
    Serdecznie pozdrawiam, Andrea.
    forgiveness-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hermiona działa pochopnie i sama nie wie do końca, co właściwie wyrabia, więc konsekwencje jej działań na pewno będą nieco inne niż oczekiwała. :) Ja też bardzo lubię Rona i okropnie pisało mi się o jego śmierci, no ale jak już wspomniałam, była mi tutaj dość potrzebna.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  3. Rozdział GENIALNY <3 Świetnie opisałaś uczucia Hermiony. Nie wiem czy komuś tak by się udało. Ron :( ale akcja musi toczyć się dalej. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :) Weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, szczególnie za tę wzmiankę o opisywaniu uczuć, bo miałam co do tego spore wątpliwości. Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Jesteś moim bożkiem :D
    Co za pomysł! Genialny, tyle mogę powiedzieć, a wykonanie równie dobre. Ale mam nadzieję na Tomione :D <3 to byłoby mega :D
    Wiedz, że zyskałaś kolejną czytelniczkę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głównym zamysłem tego opowiadanie jest właśnie Tomione, także mogę zapewnić Cię, że będzie ich tutaj... cóż, sporo. Tom pojawia się już w pierwszym rozdziale, także... :)
      Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  5. Od przeczytania prologu czekałam z niecierpliwością na ten rozdział i nareszcie jest :D Wspaniałe opisy uczuć Hermiony. Prawdę mówiąc, momentami miałam wrażenie, że siedzę w jej głowie i razem z nią przeżywam to wszystko. Wyobrażam sobie, jak trudna musi być śmierć Rona zarówno dla niej, jak i dla Harry'ego, spędzili w końcu razem tyle lat i byli najbliższymi sobie osobami. Wydaje mi się, że Hermiona nie działała do końca świadomie i ta podróż w czasie nie wyjdzie jej tak, jak to sobie zaplanowała. Nie będę nawet pisać, jak bardzo nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów, bo to oczywiste. Dużo, dużo weny i pisz szybciutko! Pozdrawiam :) [whispered-oath]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Same opisy uczuć przychodziły mi dość łatwo - schody zaczynały się, gdy musiałam wprowadzać dialogi, bo zupełnie nie mogłam dobrać słów, które opisywałyby sytuację. I masz rację - Hermiona zrobiła to pod wpływem impulsu, a konsekwencje będą znacznie poważniejsze, niż myślała.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! :)

      Usuń
  6. I już mi się podoba.
    Może dlatego, że nie było czegoś w stylu "Hermionie się nudzi-jebut- znajduje się przy boku Toma-jeszcze-nie-Voldka".
    Cóż, ja wręcz się delektowałam tym rozdziałem <3
    Czekam z niecierpliwością na więcej.
    Pozdrawiam, em.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zarówno dla Harry'ego jak i Hermiony musi to być wielka i bolesna strata. Nie jestem sobie nawet w stanie wyobrazić, jak potwornie muszą się czuć, w końcu oboje przyjaźnili się z Ronem już na pierwszym roku, na dodatek była to jedna z pierwszych życzliwych osób, jakie Potter poznał w magicznym świecie. Na dodatek nastał koniec wojny, Voldemort został pokonany i wszyscy powinni cieszyć się z tego powodu, a w tym wypadku jest to niemożliwe i wątpię, by po tym szybko doszli do siebie i zaczęli na nowo.
    Dobrze, że Harry stara się wybić Hermionie z głowy poczucie winy, Weasleyowie pewnie myślą tak samo jak Potter, chociaż ona próbuje wmówić sobie coś innego. Dziewczyna nie ma powodu, by o śmierć Rona obwiniać siebie. To była wojna, a na wojnie zdarzają się ofiary śmiertelne nawet wśród tak bliskich osób, chociaż potem ciężko jest się z tym pogodzić.
    Tak też sądziłam, że w tym rozdziale postanowi użyć zmieniacza czasu, by spróbować uratować Rona. Chociaż i tak sądzę, że postępuje lekkomyślnie i pod wpływem emocji, bo sytuacja, w jakiej sądzi, że się znajdzie jest wyjątkowo niebezpieczna. Jednak zastanawiam się, jaki tak naprawdę miał plan Dumbledore, dając jej zmieniacz czasu, szczególnie że on był zdolny do wszystkiego.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hermiona bardzo długo będzie to wszystko jeszcze przeżywać. Nawet mimo starań Harry'ego i innych osób w późniejszych rozdziałach, nie sądzę, żeby szybko się z tym pogodziła. Zwłaszcza, że cofnęło w zupełnie inny czas, niż chciała.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)

      Usuń
  8. szczerze? spodziewałam się, że Ron umrze. Kurczę, nie wiem, ale to było trochę przewidywalne. nie mówię, że źle, ale mam wrażenie, że jego śmierć może ułatwić trochę spraw. Wiem, że brzmi to idiotycznie, ale jakoś nie umiem dobrać lepszych słów :P
    Oczywiście dla Hermiony i Harry'ego był to potężny cios. Praktycznie od zawsze byli razem, ciągle, wszędzie zawsze. To smutne, że po pokonaniu Voldemorta ludzkość powinna się cieszyć z zakończenia wojny, ale najpierw musi pochować swoich bliskich.
    to przykre, że Hermiona ma wyrzuty sumienia. powinna zrozumieć, ze nikt nie obwinia jej o śmierć Rona.
    Czyli Hermiona użyje zmieniacza czasu, aby ratować Rona? Jakoś nie sądzę, że o to chodziło Dumbledoreowi... :)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio? Bo na początku Ron wcale nie miał umierać; miałam poprowadzić to wszystko zgodnie z kanonem i uśmiercić tylko Freda, Lupina, Tonks itd. Ale masz rację, to sprawi, że wizyta Hermiony w przeszłości przebiegnie zupełnie inaczej. :)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam również!

      Usuń
  9. Nie chcę ci spamować, ale spamownika nie masz, do obserwowanych bloga nie dodałaś, a z komentarza wynika, że dalej chcesz czytać, także powiadamiam. Rozdział pierwszy nareszcie opublikowany!
    http://wzniecony-plomien.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Condawiramurs4 marca 2014 23:00

    Przeczytałam jednym tchem.nie zgadzam się, że rozdział jest o niczym,jak napisałas w jednej z odpowiedzi na komentarze, ponieważ jest o uczcuciach i to bardzo mocnych,rozpierających, powodujących cierpienie -a więc zdecydowanie jest o czymś bardzo, bardzo ważnym. Ponadto opisy tychże emocji są bardzo barwne, wiele kryje się między słowami, w sposobie, w jaki budujesz zdania, w samej narracji peirwszoosobowej - a to sporo dobrego mówi o Twoim kunszcie pisarskim.więc z pewnością rozdział jest o czymś.Twoja Hermiona jst osobą dojrzałą, nie tylko posiadającą wiedzę merytoryczną, ale i o życiu.Obwinia się o śmierć Rona dlatego,że go kochała, ale nie mogła nic z tym zrobić. Oczywiście, obiektywizm jest tutaj wyłączony... Ale tak samo z pewnością obwinia się Harry, bracia młodego Weasley'a../ choć jestem zła,że usmierciłaś Rona, który bądź co bądź w sadze był moim ulubieńcem z świętej trójcy,myślę, że całość staje się w tym momencie bardziej wymowna-że Hermiona ma większy...motyw, bypróbować przenieść się w czasie i to bez większego zastanowienia co do faktu, w ktyórymmomencie przeszłości chce się znaleźć. jestkłębkiem rozparczy i wspomnień, cowidać, więc nie dziw, że łapie się ostaniej deski ratunku, której nie miałaby, gdyby nie była czarodziejką... i nie dziwię się że nawet ktoś taki nie myśli o konsekwencjach... jestem ciekawa,co będzie dalej.zapraszam na zapiski-condawiramurs.blogspot.com na nowe opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, może rzeczywiście trochę źle to ujęłam - miałam na myśli, że nie ma tu za wiele akcji, głównie opisy uczuć, właśnie. Cieszę się, że Ci się podobały, bo wczucie się w psychikę Hermiony było dla mnie wyzwaniem, ale zawsze mogło wyjść gorzej. :) O, o to mi chodzi! Śmierć Freda czy Tonks nie odcisnęłaby się na niej do tego stopnia, żeby cofać się w czasie. Śmierć Rona - najlepszego przyjaciela/chłopaka - to co innego. Jej czyny były więc zdecydowanie pochopne.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. Tak, hermione musiało wstrząsnąć cos mocnego... Ale wojna jako wojna jest skończona,prawda? Zapraszam na mój nowy blog: niedoceniony.blogspot.com

      Usuń
  11. Strasznie przepraszam, że tyle musiałaś czekać! ;< wiem, wiem, jestem okropna, a moje poczucie czasu jest jeszcze gorsze. Szkoło, weź zgiń, pls.
    Na wstępie chciałabym zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Pierwszą z nich jest belka: "Najgorszym więzieniem jest przeszłość".
    Nie wiem, czy to moje wcześniejsze niedopatrzenie, czy dopiero to dodałaś, ale muszę przyznać, że strasznie mi się spodobało, i że idealnie pasuje do historii, chyba nawet nie ma innego zdania, które mogłoby tak dobrze opisać tę historię jak to. Drugą rzeczą jest szablon. Tom <3 Hermiona <3 piękny <3
    Co do rozdziału to tak:
    1. Kurcze, kurcze. Idealnie opisujesz uczucia głównej bohaterki. Zresztą jak zawsze. Jak to teraz czytam, to przestaję być zła, że poprzednią wersję wymazałaś. ;D Chyba zacznę ufać Twojemu instynktowi i przestanę jęczeć (phi, nie licz na to! :D).

    2. Czy to, że cieszę się, że Ron nie żyje, czyni mnie złą osobą? Wszystkie ff, w których Ron umiera, już na wstępie dostają u mnie WIELKIEGO plusa. Nic do niego nie mam, ale on i Hermiona? Rowling, nigdy Ci tego nie wybaczę ;<

    3. "A potem widzę Rona, nieruchomego i zimnego na mój dotyk." - to zdanie jakoś tak dzwnie brzmi... Bo mówi się, że ktoś jest obojętne na dotyk, ale zimy? Prędzej "zimny W dotyku". "Pamiętałam to dość wyraźnie bo wtedy(...)" - przecinek, kochana!
    Więcej błędów nie zauważyłam, ale tak się zaczytałam, że pewnie ortografa typu "rze" bym nie zauważyła ;d

    4. Och, ostatnie zdanie. Zawsze wiedziałaś jak kończyć rozdziały. <3

    Wiem, że ten komentarz jest pełen ładu i składu, haha (coś Ty, żaden sarkazm ;d), ale leki w połączeniu z ekscytacją po przeczytaniu rozdziału robią swoje.

    PS. Lecę na GG truć o rozdział 2, bój się! <3

    Pozdrawiam,
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to jakoś nie potrafię się odnieść do konkretnych punktów w tym komentarzu, bo na wszystko już odpowiedziałam, a zresztą Ty i tak wiesz, co ja o tym myślę, więc... :D
      Dziękuję pięknie i pozdrawiam również <3

      Usuń
  12. Na początek przepraszam, że dopiero teraz. Przeczytałam rozdział i od razu mi się spodobał. Opis uczuć był... No on mnie tutaj urzekł najbardziej. Można mieć wrażenie, że jesteśmy w głowie Hermiony tak dobrze było to opisane. Co do śmierci Rona...Pomysł jak najbardziej mi się podoba tylko, że nie zaskoczył mnie. Był bliski dla Hermiony i Harry'ego więc... Ale jednak zostało to ciekawie napisane. Strasznie znaczy bardzo podoba mi się zakończenie. Idealnie kończy rozdział, a jednocześnie jest takim początkiem kolejnego. Ciepło pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na rozdział 2
    (jednotchnienie.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałam! :) I jestem z siebie dumna, bo nie minął nawet miesiąc od publikacji. Ale do rzeczy...
    Generalnie ciężko komentuje mi się pierwsze rozdziały, ale ten czytało mi się szybko i przyjemnie. Może dlatego, że podobają mi się opisy odczuć Hermiony, a może dlatego, że uśmierciłaś Rona. Tylko na cholerę teraz ten zmieniacz czasu. :P Wiem, że będę bezlitosna, ale mam nadzieję, że Hermionie nie uda się uratować Rona, bo po prostu nigdy za nim nie przepadałam. Z drugiej strony ciekawa jestem, jak potoczyłaby się wtedy ta historia. Kurcze... Mam mętlik w głowie, ale czekam z niecierpliwością na nowy rozdział, żeby dowiedzieć się, którą drogę wybierzesz.
    I w ostatniej części rozdziału zauważyłam ze dwie albo trzy literówki. :)
    Pozdrawiam serdecznie

    http://the-gates-of-earth.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie wiem, dlaczego komentuję dopiero teraz, choć od dawna skrycie marzyłam, by ten rozdział przeczytać, ciągle brakowało mi czasu. Bałam się, że nagle napiętrzy mi się zaległości w czytaniu, ale widzę, że niestety masz podobne skłonności do mnie i regularne pisanie jest dla Ciebie trudne. Aż zbyt dobrze to znam...
    Niesamowicie dogłębny opis przeżyć wewnętrznych. Właściwie na tym wszystko się opiera w tym rozdziale. Jestem pod wrażeniem ile szczegółów, emocji i ulotnych wrażeń zawarłaś w tym tekście. Im dalej jednak, tym częściej powtarzałaś utarte sformułowania w stylu "moje serce pękło na tysiące małych kawałeczków" - wzmianka o tym pojawiła się ładnych kilka razy.
    Mimo to chylę czoła.
    Uśmierciłaś Rona, nie spodziewałam się tego. Bardzo mi się podoba sposób w jaki kreujesz postać Harry'ego. Dokładnie takim wyobrażałam go sobie po wojnie, u Rowling epilog wyglądał zbyt cukierkowo, brakowało mi fragmentu, gdzie rany psychiczne bohaterów po wojnie były jeszcze świeże. Udało Ci się ująć to w słowa naprawdę pierwszorzędnie.
    Ostatnie zdanie miażdży! Dzięki takiemu zaskoczeniu czuję, że nie sposób oprzeć się silnemu pragnieniu przeczytania ciągu dalszego.
    Trzymam kciuki, by nowy rozdział pojawił się niebawem.
    Pozdrawiam i życzę wytrwałości i masy pomysłów

    OdpowiedzUsuń
  15. Kiedy pojawi sie kolejny post? Choćby jakas informacje podaj ;) zapraszam na nowość niedoceniony.ogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Jejku,chyba po raz pierwszy od dłuższego czasu nie wiem co powiedzieć.Świetny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  17. Okej, okej.
    Pytanie zagadka.
    Gdzie jest nowy rozdział? :P

    OdpowiedzUsuń